Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Krzysztof Kamil Baczyński, *** [Niebo złote ci otworzę...]
Odrywam się od platformy i miękko ląduję na trawie. Kiedy czuję grunt pod nogami, zaczynam biec w stronę Rogu.
Mogę sobie tylko wyobrazić, jakimi
przekleństwami raczy mnie właśnie Syriusz; jestem stuprocentowo pewna, że jest
wściekły za tą akcję. Jeśli wrócę jakimś cudem szczęśliwie z tych całych
Igrzysk, to zapewne mnie przywita niekończącą się tyradą o mojej skrajnej
nieodpowiedzialności.
Obok mnie ze świstem przelatuje smuga
czerwonego światła. Czyżby Lavender postanowiła się najpierw poznęcać nade mną,
zanim wyśle mnie na tamten świat? Obok mnie biegnie Clove – z tym samym
zamiarem, co ja. I wcale mi się to nie podoba, bo kiedy dosięgnie noża szybciej
ode mnie, to śmiało będę mogła ogłosić się martwą.
Do noża dobiegamy w tej samej chwili
i zaczynamy się między sobą szamotać. Dostaję pięścią w klatkę piersiową i na
moment tracę oddech, ale to nie przeszkadza mi odpłacić się jej pięknym za
nadobne. Uderzam ją łokciem w brzuch i mocnym szarpnięciem wyrywam jej nóż z
dłoni i zaczynam uciekać we wcześniej założonym kierunku. W dalszym ciągu nie
mogę oddychać normalnie i bieg sprawia mi wiele trudności.
Ale zanim trafiam za linię drzew,
czuję mocne uderzenie w plecy i potykam się o własne nogi, upadając na twarz.
Ręka brunetki chwyta mnie za włosy i mocno pociąga. Pomimo prób wyrwania się z
rąk Clove, nie udaje mi się to, a – co gorsza – klęczę odwrócona do niej. Przed
oczami przelatuje mi całe życie.
– Myślałaś, że jesteś taka sprytna,
co? – pyta dziewczyna z Dwójki, przykładając mi nóż do gardła, który zdążyła skądś zabrać.
Nie odpowiadam. Po prostu nie mogę z
siebie wykrztusić słowa. Pomimo tego, że straciłam wszystkich bliskich i prawdopodobnie stracę to, co mi zostało, w Igrzyskach, to z jakiegoś powodu
chciałam żyć. Może to z powodu jakiegoś pierwotnego instynktu, który każe mi
wziąć się w garść. I który podpowiada mi w świadomości, że wciąż trzymam w
dłoni nóż, czego Clove także nie dostrzegła. Raz sklątce śmierć, stwierdzam w myślach i, zdając się na
szczęście, celuję w miejsce, gdzie powinna być jej noga, jednocześnie odchylając
się przed podcięciem gardła. Nie pudłuję – sztylet wbija się w łydkę, a Clove krzycząc
z bólu, jaki jej zadałam, rani mnie lekko w szyję, po czym upuszcza nóż na
ziemię i chwyta się za ranną nogę. Korzystam z okazji i zabierając także to,
czym chciała mnie zabić, uciekam w zarośla. Rana pulsuje bólem i promieniuje do
klatki piersiowej, ale raczej nie mam uszkodzonych ważnych naczyń krwionośnych,
ani tchawicy. Czuję, jak krew spływa mi po klatce piersiowej. Postanawiam, że
zajmę się tym, kiedy ucieknę wystarczająco daleko stąd, a na razie próbuję zatamować krwawienie rękawem kurtki.
– Miałaś ją zabić, Irvin! – Krzyk
Lavender rozchodzi się echem po lesie. – Czy takie trudne było poderżnięcie
gardła tej małej suce?
Nie słyszę odpowiedzi ze strony
Clove, ale wyraźnie nie była satysfakcjonująca dla niej, bo po chwili w lesie
rozlega się Avada Kedavra, a ja w
końcu stwierdzam, że Lavender całkowicie przestała słuchać głosu swojego
sumienia.
***
Arena zdaje się nie kończyć, co jest
jej zaletą, bo trybuci mają naprawdę nikłe szanse na spotkanie się nawzajem. No
chyba, że mamy na myśli Zawodowców, którzy specjalnie doprowadzają do spotkania
z biednym trybutem, który praktycznie nie ma wtedy szans na przeżycie.
Gdy jestem, ja sądzę, kilka mil od Rogu,
słyszę huk armatni. Liczę w myślach ilość wystrzałów i gdy jestem już gotowa na szesnastą salwę, na arenę wraca spokój – o ile można zaznać spokoju w takim miejscu. To oznaczało jednak, że do końca Igrzysk pozostało trzydzieści jeden
śmierci niewinnych osób.
Kiedy docieram w dolne partie gór,
jest już późne popołudnie. Gdy znajduję
mały strumyk, rozpalam przy nim naprędce ogień, dziękując sobie w duchu, że w
drugim dniu szkoleń przyswoiłam sobie tą umiejętność. Wrzucam w ogień
wiewiórkę, którą udało mi się zabić i oskórować podczas drogi przez las.
Czekam, aż zwierzę się upiecze, bo nie mam najmniejszej ochoty umrzeć z powodu wścieklizny
i własnej nieuwagi. Ponadto dzisiaj zbyt dużo i tak ryzykowałam. Więcej może mi
się już nie poszczęścić.
W międzyczasie sprawdzam głębokość
rany i stwierdzam z przerażeniem, że mam niesamowicie ogromne szczęście, bo
Clove zaledwie o milimetry ominęła tętnicę, mimo że rana była płytk. Byłam o wiele bliżej śmierci, niż
się spodziewałam. Obmywam ranę wodą, mocno zagryzając zęby za każdym razem,
kiedy przez moje ciało przechodzi kolejna fala bólu. Zastanawiam się, co się stało z resztą Gryfonów;
czy przeżyli rzeź pod Rogiem, a jeśli tak, to czy nic im nie jest. W końcu
kiedyś się przyjaźniliśmy, mieliśmy wspólne plany na przyszłość, razem
walczyliśmy przeciwko dyktaturze Voldemorta. A teraz wszystko rozsypało się –
nie mamy planów, marzeń, tylko nikłą nadzieję na to, że w jakiś cudowny sposób
wydostaniemy się z tego piekła na ziemi.
Z zamyślenia wyrywa mnie szelest za
mną. Natychmiastowo odwracam się, będąc gotowa na ewentualną walkę. Czuję, jak
adrenalina podnosi mi ciśnienie i zwiększa moją koncentrację. W głowie
opracowuję wszystkie możliwe scenariusze: od ucieczki przed Zawodowcami, do walki
z innym trybutem, lub dzikim zwierzęciem.
Lecz, ku mojemu zdziwieniu, z zarośli
nie wychodzą Zawodowcy, tylko Twila. Ta sama, której nie dawałam żadnych szans
na przeżycie w rzezi pod Rogiem. Widocznie jej nie doceniam. Jednak to nie
znaczy, że jej źle życzyłam, w końcu byłam razem z nią w sojuszu. Ale patrzyłam
na jej szanse realistycznie.
Na prezentacjach miała zaledwie 3
punkty, była łatwym celem dla Zawodowców, którzy chcieli skończyć igrzyska jak
najszybciej, a poza tym nie potrafiła posługiwać się żadną bronią. Wy też nie
dalibyście jej żadnych szans, będąc na moim miejscu.
Nie przypomina tej dziewczynki, którą
widziałam na Dożynkach: ciemne włosy ma ciasno związane w kucyk, w jej zielonych
oczach zamiast tamtego przerażenia widzę determinację i pewność siebie.
Niewątpliwie się zmieniła.
–
Ginny, myślałam, że nie żyjesz! –
piszczy uradowana, gdy mnie rozpoznaje. –Widziałam, jak dziewczyna z Dwójki przykłada
ci nóż do gardła. Myślałam, że już po tobie!
Mówi to tak głośno, że prawdopodobnie
słyszy nas cały las. Tylko czekać na to, kto zaraz przyjdzie.
– Cicho, nie krzycz tak – uspokajam
ją. – Zaraz zlecą się Zawodowcy i będzie naprawdę po nas. – Kiedy przytakuje,
kontynuuję: – Miałam po prostu szczęście, Clove zapomniała mi odebrać noża i
cudem się wyratowałam. Zostawiła mi jednak to na pamiątkę. – Wskazuję na szyję.
Twila przez chwilę przygląda się
cięciu, po czym otwiera plecak, który ma
na plecach i wyjmuje z niego bandaż i jodynę.
– Powinnaś to koniecznie opatrzyć,
może się z tego rozwinąć zakażenie.
–W porządku – mówię z uśmiechem. –
Ale najpierw może coś zjedzmy. Lubisz pieczoną wiewiórkę?
***
Zanim robi się całkiem ciemno,
znajdujemy idealne miejsce na schronienie w skalnej wnęce, która jest ukryta za
gęstymi krzewami dzikiej róży, przez co jej nie tylko nie widać, ale także jest
prawie niedostępna dla innych. Napełniamy butelkę, którą Twila zdobyła razem z
plecakiem pod Rogiem (dalej nie mogę wyjść z podziwu, jakim cudem nie zginęła)
i rozpuszczamy w niej kroplę jodyny. Kiedy Twila opatruje mi ranę, opowiada mi
o swoim życiu w Dziewiątce.
Miała więcej szczęścia niż jej
rówieśnicy – nie trafiła do pracy przy zbiorze zboża; udało jej się dostać
pracę w szpitalu jako asystentka pielęgniarki. Robiła tam wszystko, co inne
pielęgniarki, oprócz wypełniania wszelkich dokumentów. Widziała wiele osób, które traciły dłonie,
czy nogi w wyniku wypadku przy pracy. Niektórzy przybywali za późno i często
musiała patrzeć, jak stopniowo ucieka z nich życie. Najczęściej byli to
nieznajomi ludzie, lecz czasem musiała patrzeć, jak umierają jej sąsiedzi,
rodzina jej znajomych lub bliskie osoby.
– Jestem już obyta ze śmiercią –
stwierdza na koniec ze smutkiem w głosie. – Po pewnym czasie można się
przyzwyczaić do tego i potraktować to jak kolejny etap w życiu człowieka. – Zakłada koniec bandaża pod opatrunek. – Gotowe, za kilka dni powinno się zagoić. Miałaś niesamowicie
dużo szczęścia, odrobina dalej i już byś się wykrwawiła.
Przerywają nam kolejne dwa wystrzały
armatnie. Obie wiemy, co to oznacza. Zostało trzydzieści jeden osób i
dwudziestu dziewięciu trybutów, którzy w przyszłości będą martwi. Obie milczymy
przez jakiś czas – mam wrażenie, że jest to rodzaj milczącego hołdu dla tej
dwójki niewinnych trybutów. Nie zastanawiamy się nad tym – po prostu bez słowa
uznajemy, że tak powinno być.
– Jak myślisz, ile będzie trwało to
piekło? – pytam, przerywając ciszę.
–
Myślę, że wystarczająco długo, abyśmy postradali zmysły, zanim zginiemy.
–
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi po tobie – mówię wyraźnie zszokowana.
Mam
wrażenie, że Twila jest o wiele zbyt dojrzała jak na swój wiek. Życie
potraktowało ją na tyle, że musiała wcześniej dorosnąć.Przecież
dwunastolatka nie powinna dochodzić do
takich wniosków;zresztą nikt z nas nie powinien myśleć o śmierci. My byliśmy na
to zbyt młodzi, a zostaliśmy najpierw wepchnięci w wir wojny, a potem zmuszeni
do wzięcia broni i zabijania innych niewinnych osób. To nie miało się tak skończyć.
–Nigdy
nie lekceważ przeciwnika, nawet jeśli ma 12 lat i praktycznie żadnych szans. –
Uśmiecha się szeroko i dodaje: – Mogę dzisiaj wziąć wartę w nocy.
Natychmiast
kręcę głową.
–
Nie ma mowy, ty mi dzisiaj pomogłaś, więc chcę się odwdzięczyć.
–
Niech ci będzie, ale w zamian ja jutro nas pilnuję – stawia warunek, na który
się zgadzam.
Podajemy
sobie dłonie na znak zawartej umowy, po czym Twila układa się do snu, a ja
siadam, opierając się o ścianę i patrząc w niebo. W tej samej chwili rozlega się
hymn Panem, a na niebie pokazuje się symbol Slytherinu – domu, do którego
Voldemort należał, gdy był uczniem Hogwartu. Po nim pokazują się zdjęcia
poległych trybutów. Oddycham z ulgą, kiedy nie widzę wśród poległych nikogo z
bliskich mi osób.
–
Zaczynałam lubić George`a, naprawdę mi go szkoda. – Wzdycha moimi plecami
Twila, gdy hologram znika, po czym wraca na swoje miejsce. – Był z mojego
dystryktu. Pamiętam, kiedy jego m młodsza siostra, Julia, wpadła pod samochód
Strażników Pokoju rok temu. Sam ją przyniósł na rękach do nas, ale ona już nie
żyła. Jej też mi szkoda, była bardzo sympatyczna.
Kiedy
słucham jej historii, przechodzą mnie ciarki.To, z jakim spokojem opowiada mi o chłopaku ze swojego dystryktu, z jednej strony mi imponuje, bo nawet w takiej sytuacji potrafi ukryć swoje emocje, a z drugiej odnoszę wrażenie, że zbyt dużo przeżyła i przez to igrzyska mogą ją mimo wszystko zniszczyć.
Znacie to uczucie, kiedy myślicie o czymś tak bardzo, że nie zdajecie sobie sprawy, jak przechodzicie do czegoś, o czym normalnie nawet byście nie pomyśleli? W ten sposób właśnie wpatruję się w srebrzystą tarczę księżyca, przypominając sobie lekcje astronomii. Aurora
Sinistra, nauczycielka po czterdziestce, nie mogła darować nam, że nie mogliśmy
się nauczyć faz księżyca. Chyba nigdy nie
uczyłam tak niepojętnej grupy. Przecież to jest bajecznie proste, tak jak mugolska matematyka!,
krzyczała za każdym razem na naszą grupę, jakbyśmy byli kompletnymi matołami. Nie miałam do czynienia z matematyką, ale po tym, ile czasu spędziłam nad nauką astronomii, wiedziałam, że analogicznie z matematyką mielibyśmy takie same problemy. Ale koniec końców wszyscy się tego nauczyliśmy i uważam, że prawdopodobnie nigdy
tego nie zapomnę. Na przykład z dzisiejszego układu księżyca wynika, że jutro
będzie pełnia, a za około...
Chwila
JUTRO BĘDZIE PEŁNIA.
– Twila – mówię cicho, ale mam wrażenie, że słyszy nas cały las. Mam nadzieję, że jeszcze nie śpi i mam rację: dziewczyna wstaje, patrząc z zdezorientowana na mnie.
– Co się stało?
– Będziemy mieć poważne kłopoty.
***
Życzę wam mnóstwa powodów do radości, bardzo dobrze zdanych egzaminów, matur lub testów (niepotrzebne skreślić), ogromnych pokładów weny do pisania swoich opków oraz nieskończonej cierpliwości do mnie. No i oczywiście Wesołych Świąt i jak najlepszego 2015 roku :)
A teraz czas na "Żałosne usprawiedliwienia, czyli dlaczego przez pół roku nie było nic, a potem dostaliście taki marny rozdział."
Więc ten tego... Znowu czasu nie mam, a w szkole nie dają mi żyć ("Te lekcje w soboty nie są obowiązkowe, ale masz wstawać o 5 rano wlec się 77 km do szkoły, bo masz być, bo nie zdasz matury"), a w styczniu szykuje mi się studniówka i egzamin praktyczny na prawko (mój instruktor jest niesamowicie odważny, skoro nie zapina pasów, kiedy jeżdżę xD). Nie pytajcie, błagam, o następny rozdział, gdyż nie wiem kiedy będzie, ale mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości.
Co do rozdziału... jak na razie niewielki rozlew krwi, ale przypominam, że jeszcze zostało naprawdę wielu trybutów. I wiem, że jest dość słaby i mogą być błędy - mój Word nie ma polskiego słownika i nie poprawia literówek;___; Przed Nowym Rokiem powinnam to jeszcze osobiście przejrzeć i poprawić:)
Mi rodział się podoba :D
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że wróciłaś do tego bloga. Życze więcej wolnego czasu :)
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam mocno:)
UsuńRozdział świetny, dobrze, że wróciłaś. Dzięki za życzenia, wena się przyda. Obyś zdała maturę i dostała prawo jazdy. Mam nadzieję, że Święta miałaś udane.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku i dużo czasu i weny!
Grace
Dziękuję za życzenia i mocno pozdrawiam:)
UsuńCo z Twoim drugim blogiem?
OdpowiedzUsuńUmarł z braku czasu i jakiegokolwiek zainteresowania, niestety.
UsuńWróci kiedyś?
UsuńMoże w dalszej przyszłości, ale niczego nie obiecuję.
UsuńNo w koncu, az nie chce mi sie wierzuc ze wrocilas xD
OdpowiedzUsuńProsze tylko juz wiecej nie znikaj dawaj jakis znak zebym siebtsk nie niecierpliwila c:
Rozdzial ciekawy i czekam na rozwiniecie ;3
Ojej, aż mi się miło zrobiło, że ktoś się interesuje aż tak tym opciem :3
UsuńPostaram się trochę wyszperać troszkę czasu na pisanie, ale matura będzie opóźniać mocno pojawianie się rozdziałów u mnie;___;
Dziękuję za tak budujący komentarz i pozdrawiam:)
Rozumiem, matura to najwazniejszy egzamin w zyciu wiec Twoji czytelnicy (w tym ja xD) wybaczymy ci tak dluga przerwie. Jak zdasz super mature to w przyplywie szczecia pewnie i duzo weny Ci przybedzie :3
UsuńCieplo pozdrawiam i zycze 100%, chociaz to jeszcze ponad 2 miesiace :*
Podobno najważniejszy, ale ile chęci do życia zużywa ;__; Ale luzik, znajdę trochę czasu na opka, może w Wielkanoc coś napiszę, bo o marcu to nawet nie chcę myśleć, bo praktycznie to ostatni miesiąc na poprawienie oceny (kto normalny każe poprawiać sprawdzian z włoskiego 2 miechy przed maturą:__;)
UsuńDziękuję za życzenia, miło wiedzieć, że ktoś mnie mentalnie wspiera:)
Pozdrawiam:3
czekam na nastepny:))
OdpowiedzUsuńJuż niedługo...
UsuńNo hej hej :D Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zajrzeć do Ciebie na bloga wcześniej (miałam miesiąc wolnego, w poniedziałek wracam do gułagu D:), ale lepiej późno niż wcale nie? :D Ale powiem Ci, że bardzo bardzo się cieszę, że coś dodałaś :D No więc jestem i skomciam :D
OdpowiedzUsuń"przykładając mi nóż do gardła, który zdążyła skądś zabrać." - coś tu jest nie tak z szykiem, raczej: "przykładając mi do gardła nóż"
"Raz sklątce śmierć," - fajnie, że w choćby w takich małych wstawkach zachowujesz potterowskie realia, to jest naprawdę +3988374475 do jakości crossoverów :)
" ja sądzę" jak sądzę
"rana była płytk." płytka
"Życie potraktowało ją na tyle," na tyle jak? Ciężko? Myślę, że dobrze by było tu dopisac jakieś słowo :D
"Przecież to jest bajecznie proste, tak jak mugolska matematyka!," XDDDDD
Okej, to tyle moich uwag odnośnie konkretnych fragmentów :D Teraz tak odnośnie całości :) W sumie mój komentarz będzie tym razem dość krótki, jak na mnie, no ale że rozdział też za długi nie był, to nie ma co sztucznie przedłużać.
Zdziwiłam się, że tylko dwóch trybutów zginęło przy rogu. To dość niezwykłe, z tego co pamiętam, prawda? mogę się mylić, bo Igrzyska czytałam ostatnio 4 czy może 5 lat temu, ale zdaje mi się, że norma była większa. Masz jakiś plan w związku z tym? :)
Byłam święcie przekonana, że Clove była blondynką ;_;
Twila wzbudza dużo mojej sympatii, to takie, jak to moja wychowawczyni w podbazie mawiała "młode-stare". Rzeczywiście wyjątkowo ciężko doświadczona przez życie, ale w zasadzie czy w Panem mogłoby być inaczej? Chyba tylko w Kapitolu, Jedynce albo Dwójce.
Wzmianki o Hogwarcie bardzo na plus, jedyne czego ja się odnośnie Twojego tekstu boję, to to, że stanie się z nim to samo co z moim Bercią, czyli zacznie żyć własnym życiem. I o ile u mnie to przeszło, bo z fanfika robi się pełnoprawna powieść, to przy crossoverze jednak nie można tego zgubić i bardzo się cieszę, że dbasz o takie kwestie :D
Ogółem bardzo fajnie było wrócić na stare śmieci, że tak powiem, do Pottera i Igrzysk, cieszę się, że znalazłam tu ten rozdział i cieszę się, że - z tego co widzę - wygląda na to, że niedługo pojawi się następny. Pewnie też przeczytam go z opóźnieniem, ale postaram się tym zająć w przerwach w zajęciach aka na wykładach (noszenie laptopa do szkoły takie wspaniałe <3). No, może dziś trochę biednie jak na mnie, ale to też kwestia tego że jestem w biegu, mam kompa do przeinstalowania, laptopa tuż po przeinstalowaniu więc muszę powgrywać do niego masę rzeczy, żeby się na uczelnię nadawał, sprzątanie przede mną, całeczki, inne zaległości na blogasiach i jeszcze Bercię chcę dziś sprawdzić i dodać rozdział :D Także teraz to będzie tyle, następnym razem postaram się odezwać szybciej :D
Pozdrawiam :D
BTW 77 KM DO SZKOŁY? A mnie boli moje 13........ D:
Oj, mniejsza, że krótki (w sumie, to i tak jest dłuższy niż moje najdłuższeXD) i tak strasznie dużo radochy sprawia mi czytanie twoich komci i odpowiadanie:D
OdpowiedzUsuńNie, przy Rogu zginęło ludziów w liczbie piętnastu, a potem jeszcze dwóch, ot tak, żeby nie było zbyt nudno xD A w następnym rozdziale szykuje się pełnia, więc może być dość ciekawie :D
Twila to jest baaaardzo interesująca osoba, a raczej wszystko, co jest związane z jej zachowaniem. Bo to, że jest w sojuszu z Gin, nie jest to tak zupełnie przypadkowe. Ale cśśśś... to tajemnica jak na razie, więc przejdźmy dalej xD.
Ginny, niestety, zaczyna żyć swoim życiem, a tym bardziej w moim zamyśle na jej dalsze losy;_; To znaczy, jakiś związek z Hogwartem będzie mieć, ale raczej pozostanie w realiach igrzyskowych.
Jutro skomentuję u ciebie Bercię, bo dzisiaj mam wyjątkowo nieudany dzień (pierwsza w życiu kosa z historii *yaaay*) i nic konstruktywnego wymyślić już nie mogę (ale muszę ci powiedzieć, że przez cały dzień myślałam o twoim rozdziale:D)
Pozdrawiam:)
PS. Na szczęście tylko w soboty te prawie 80km, w ciągu tygodnia siedzę w internacie (ale im bliżej do wyprowadzki, tym nie chce mi się tu mieszkać xD).