Nagnij pochmurną broń naszą,
gdy zaczniemy walczyć miłością.
gdy zaczniemy walczyć miłością.
Krzysztof Kamil Baczyński
– Ginny! Hej, wszystko w porządku? –
Słyszę jakby z oddali, czując dłoń na moim policzku.
Wiem, nie powinnam była tego usłyszeć,
ale czy w ostatecznym rozrachunku wyszłabym na tym tak samo, gdybym o tym nie
wiedziała?
Lavender miała różdżkę, jedenaście punktów w kieszeni, zapewne
mnóstwo sponsorów i najwyższą szansę na zwycięstwo z nas wszystkich. A nam,
pozostałym trybutom, pozostało tylko umrzeć z honorem. Ale na ile można być
honorowym w obliczu śmierci?
Momentalnie otępienie związane z
wiadomością o tym, że Lavender otrzyma różdżkę, mija i na jego miejsce pojawia
się nieskończona seria pytań bez odpowiedzi. Dlaczego nie mogli nam o tym
powiedzieć?! Czy bali się, że zwątpimy w swoje siły, gdy się dowiemy?
– Tak… – odpowiadam machinalnie, łapiąc
się za głowę. Wciąż czuję nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. – Chyba tak…
Przede mną siedzi Tonks, próbując
nawiązać ze mną kontakt, a za krzesłem, na którym siedzę, znajdował się Syriusz
z grobową miną. Widzę, że bardzo się o mnie martwią.
Po
tym, gdy się dowiedziałam, że nasze dni są już policzone, nie pamiętałam, co
się ze mną działo. Popadłam w jakiś rodzaj otępienia, podczas którego wszystko
widziałam jak przez mgłę, a wszystkie wydarzenia z Bitwy o Hogwart wróciły do
mnie ze zdwojoną siłą. Sądzę, że czują się tak wszyscy ludzie, którzy się
dowiadują, że zostało im niewiele czasu ziemskiej wędrówki. Nam go zostało
potwornie mało.
Uświadamiam
sobie, że z nikim się nie pożegnałam. Do
tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że więcej się nie spotkamy. Jakim cudem umknęło mi coś tak ważnego? Mam
nadzieję, że zdążę to zrobić jutro, zanim jeszcze trafimy na arenę.
–
Czyli usłyszałaś o różdżkach? – pyta Tonks, chociaż wie, jaka jest prawda.
–
To niesprawiedliwe – mówię cicho, jakbym obawiała się, że ktoś nas usłyszy. – Te
Igrzyska są niemoralne. Organizatorzy są niesprawiedliwi…
–
Ginny, a teraz pomyśl przez chwilę. – Pierwszy raz podczas rozmowy odzywa się
Syriusz. – Gdybyś była Organizatorem… Nie przerywaj mi, mówię tylko
hipotetycznie – mówi, kiedy chcę zaprotestować. – Gdybyś była nimi, to komu
dałabyś różdżkę? Osobie, która nie ma żadnych szans, czy komuś, kto jest faworytem?
–
Pewnie faworytowi – odpowiadam bez namysłu.
–
No właśnie. Oni chcą, aby Lavender tylko zabijała bardziej efektownie. Wiesz,
dla osób, które nigdy na oczy nie widziały magii to pewnie będzie lepiej
wyglądało niż oglądanie wykrwawiających się trybutów.
Nie
mogę uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Zaczynam teraz dostrzegać ogromną
przepaść dzielącą nasze światy. Nie wiem, jak dla mugoli, ale zabicie za pomocą
standardowego zaklęcia zabijającego i zrobienie tego samego za pomocą broni
jest tym samym. Każdy sposób sprowadza się do odebrania komuś życia.
A
Kapitol zamierza to wykorzystać przeciwko nam.
***
Nie
mogę spać. Wciąż rzucam się po łóżku, próbując wyrzucić z siebie wspomnienie
rozmowy z moimi mentorami. Próbuję zapomnieć, że to prawdopodobnie moja ostania
normalna noc. Bez względu na to, co się ze mną będzie działo, nic nie
pozostanie takie jak wcześniej. W najlepszym przypadku przeżyje jedno z nas, a
w najgorszym… Nawet nie chcę o tym myśleć.
Podczas
kiedy Lavender będzie szaleć z różdżką niczym Bellatrix w czasie Bitwy o
Hogwart, torturując wszystkich, których spotka na swojej drodze, my będziemy albo
martwi, albo bliscy śmierci.
W
końcu zasypiam, ale wtedy zaczynają dręczyć mnie koszmary.
Znowu uczestniczę w Bitwie o Hogwart.
Przybycie
do Hogwartu na wieść, że do zamku zbliża się Voldemort, a bitwa jest
nieunikniona. Pierwsze starcie i śmierć Freda i Charliego. Ostatnie pożegnanie
z Harry`m zanim idzie do Zakazanego Lasu.
–
Nie martw się, to wszystko się skończy –
powiedział, zanim ruszył w stronę lasu. – Wkrótce się wszystko zmieni.
Ostatni raz widziałam
go wtedy żywym, przypominam sobie.
Hagrid
niosący martwego Harry`ego. Krzyki niedowierzania.
Harry Potter nie żyje!,
krzyczy
jego największy wróg.
Wszyscy
obrońcy zamku się poddają, a ci, którzy nie mieli dwudziestu lat, zostają
zabrani do lochów.
Od
tamtego czasu nie widziałam moich rodziców, braci i tych, których widywałam
częściej lub rzadziej podczas zebrań Zakonu Feniksa. Chociaż mogłam się tylko
domyślić, jaki los ich spotkał, nie starałam się dowiedzieć, co się stało po
ich śmierci.
Kiedy
się ponownie budzę, elektroniczny zegarek na szafce nocnej wskazuje dwadzieścia
sześć minut po trzeciej w nocy. Rzeź ma zacząć się o dziesiątej. Zostało nam co
najmniej pięć godzin i trzydzieści cztery minuty.
Po
tym czasie, w ciągu kilku tygodni, do listy ofiar czarnoksiężnika dojdą kolejne
dwadzieścia trzy osoby, jeśli nie więcej. Niewinni ludzie zostaną mordercami ku
ogólnej radości tłumu.
***
Rano
budzę się niespokojna. Mniejsza o to, że prawie się nie wyspałam – raczej jest
to najmniejszy z problemów, z jakim przyjdzie mi się zmierzyć. Wzdycham, widząc
na zegarku, że do wyjścia na arenę pozostało nam nieco ponad dwie godziny.
Chyba nigdy nie byłam tak przerażona, jak teraz.
Wychodzę
z miękkiej pościeli i biorę szybki prysznic, po którym znowu pachnę cytrynami.
Oczyszczam na chwilę umysł ze złych myśli, ale na dłuższą metę nawet ten sposób
jest bezużyteczny. Po chwili wracają nawet te najczarniejsze scenariusze rzezi.
Mam
wrażenie, że po tym, co się działo podczas Drugiej Wojny i Bitwy o Hogwart,
będę mogła pogodzić się ze śmiercią osób, które znałam, ale prawdopodobnie – a
może nawet na pewno – wyrzuty sumienia będą mnie dręczyć do końca mojego życia.
A patrząc na to, że niedługo (jeszcze godzina i trzydzieści pięć minut, myślę
ze zgrozą patrząc na zegarek) mam wyjść na arenę, czasu na zastanawianie się
nad tą myślą pozostanie mi niewiele.
Wciąż
myślę o tym, by jeszcze porozmawiać z Ronem i Hermioną. Mam nadzieję, że uda mi
się to zrobić, zanim będziemy zbyt zajęci ratowaniem własnego życia.
Wkładam
strój, który znajduję starannie ułożony w kostkę z przyczepionym imieniem i
nazwiskiem na rogu łóżka i postanawiam spotkać się z nimi jeszcze zanim zjawię
się na śniadaniu. Wyjmuję z szuflady przy stoliku nocnym broszkę i przypinam ją
do wewnętrznej strony kurtki – na wszelki wypadek, gdyby miała się nie spodobać
z jakiś względów Organizatorom, albo przypadkiem mi wypaść.
Do
śniadania zostaje dwadzieścia minut, więc decyduję się wreszcie na wyjście z
pokoju. Mówiąc szczerze, to obawiam się tej rozmowy, a raczej tego, że coś mi
może pójść nie po myśli. Chciałam im powiedzieć o tym, czego się dowiedziałam,
zanim mieli to zrobić nasi mentorzy. Czuję zobowiązana do tego.
Pukam
w drzwi pokoju Hermiony, ale odpowiada mi cisza. Ponawiam próbę, ale z tym
samym skutkiem. Gdy drzwi nie ustępują
po naciśnięciu klamki, a ja zmierzam w stronę pokoju Rona, wpadam na Syriusza.
Świetnie, teraz zacznie się seria pytań.
Ale
ku mojemu zdziwieniu nie pyta mnie o nic, lecz pokazuje, abym poszła za nim.
–
Ale o co…
–
Nie tutaj, proszę cię – ucina i dopóki nie docieramy do windy i nie wyjeżdżamy
na siedemnaste piętro nie mam pojęcia, co chce mi powiedzieć.
Gdy
wychodzimy z windy, moją twarz oświetla poranne słońce świecące nad Kapitolem.
Za oknami widzę przejeżdżające w oddali samochody i jaskrawo ubranych
Kapitolińczyków, wyglądające jak mrówki oblane fluoroscencyjną farbą.
Przypominam sobie, co robiłam tu poprzedniej nocy i zaczyna mi się robić
głupio. Jest to chyba najbardziej nieodpowiedzialna i dziecinna rzecz, którą
zrobiłam w życiu.
Siedząc
na pudłach, czeka tu na nas nie tylko Hermiona, ale także pozostali Gryfoni –
nie licząc Lavender – oraz kilkoro Krukonów i Puchonów, którzy zaangażowali się
kilka lat temu najpierw w Gwardię Dumbledore`a, a potem w ruch oporu przeciwko
Carrowom i Snape`owi. W myślach stwierdzam, że wtedy, gdy Gwardia była zaledwie
sposobem na zapomnienie o dyktaturze Umbrigde, nikt z nas nie mógł nawet
przewidywać takiego obrotu spraw.
–
Mam dla was wyłącznie złe wiadomości – mówi Syriusz, patrząc na nas
wszystkich. – Pierwsza: wiemy, że co
najmniej jeden z trybutów otrzyma różdżkę.
Przez
naszą grupę przechodzi szmer niezadowolenia, a ja tylko mogę stać i wbijać
wzrok w podłogę. Słyszę tylko szepty na temat niesprawiedliwości Organizatorów.
–
Tak, już słyszałem, że to jest niesprawiedliwe i niemoralne, et cetera, ale, niestety, musicie się z
tym pogodzić. – Przy wspominaniu o niemoralności spogląda na mnie, obserwując
moją reakcję. – Ale pamiętajcie, że tutaj różdżka nie będzie jedyną bronią,
gdzie mugolscy trybuci uważają to za zaledwie kawałek drewna.
–
Ale większość z nas potrafi się TYLKO tym posługiwać – odpowiada Ron. – Oni nas
w ten sposób chcą tylko wybić, jak stado komarów!
–
Masz rację, Ron, ale spójrz na to ze strony mugoli – odzywa się Tonks. – Oni
NIGDY nie mieli do czynienia z magią, wręcz się was boją, bo potraficie coś, co
oni uważali do tej pory za bajki.
–
I uważacie to za coś, co możemy wykorzystać? – pytam, unosząc brwi.
–
Oczywiście – odpowiadają nasi mentorzy jednocześnie, po czym Tonks przechodzi
do kolejnej sprawy:
–
I jest druga sprawa, ale to jest raczej apel do was. Pamiętajcie, że kiedyś
razem walczyliście przeciwko Umbrigde i Voldemortowi. Ale nie zapominajcie o
tym, żeby nie ufać każdemu, choćby najbardziej niewinnym osobom. Nie mówię tego
oczywiście o was, ale wiemy, że niektórzy zostali specjalnie wybrani, aby
zabijać bezszelestnie powstańców z Panem i hogwardzki ruch oporu. Tylko tyle
chciałam powiedzieć.
Zapada
pomiędzy nami cisza. Wszyscy doskonale wiemy, kogo miała na myśli Nimfadora,
ale nikt nie chce powiedzieć tego na głos. Każdy z nas doskonale znał każdego w
Gwardii i nawet odejście Lavender z tego grona odbieraliśmy ze smutkiem.
Powoli
się rozchodzimy i wracamy na swoje piętra. Śniadanie przebiega u nas w
całkowitej ciszy. Wiem, że smętne mieszanie widelcem w jajecznicy może mieć dla
mnie złe skutki na arenie, ale nawet taka groźba nie zdoła mnie zmusić do
jedzenia.
Kiedy
stwierdzam, że dłużej nie mogę siedzieć przy stole, odchodzę, nie mówiąc nawet
słowa. W korytarzu prowadzącym do mojego pokoju, zaczepia mnie Ron.
–
Gin – mówi półgłosem. – Możemy porozmawiać?
Jakby
czytał mi w myślach. Kiedyś nasi rodzice się śmiali z tego, że zdarzało nam się
powiedzieć to samo w tym samym czasie, ale z wiekiem przestaliśmy tak robić.
Odkąd poszliśmy do Hogwartu, coraz więcej zaczęło nas dzielić.
–
Jasne – odpowiadam mu, wskazując dłonią na drzwi pokoju, przed którymi właśnie
się zatrzymaliśmy.
Właściwie
pomieszczenie nie mogło nazywać się pokojem, z racji licznych pudeł i mebli
przykrytych materiałem. Wyglądał, jakby czekał na przyjęcie kolejnych trybutów.
Siadam na jednym z mebli, który przypomina kształtem coś pomiędzy krzesłem, a
sofą i wsłuchuję się w głos Rona.
–
Ginny, mam do ciebie prośbę, na którą, mam nadzieję, się zgodzisz. – Przytakuję
głową, wciąż zachowując milczenie. – Chcę, abyś odnalazła naszych rodziców i
braci. Tak, wiem, że prawdopodobnie nie żyją, dlatego mi na tym zależy, pewnie
tak samo, jak tobie, a jesteś jedyną osobą, która może to zrobić.
Przez
chwilę zastanawiam się nad tym, co powiedział i dochodzę do wniosku, że…
–
Ron! – krzyczę, czując łzy pod powiekami. – Jak możesz uważać, że zginiesz!?
Jak możesz nawet myśleć o tym!?
–
Ginny, ja już się z tym pogodziłem. Dlatego chcę, żebyś ich odnalazła, kiedy
zostaniesz Tryumfatorką.
Czuję,
że łzy spływają mi po twarzy. Nie jestem w stanie wyksztusić nawet jednego
słowa. Nie sądziłam, że ta rozmowa może się potoczyć w ten sposób. Dlaczego ten
cały świat sprzeniewierzył się przeciwko mnie?
Kiedy
próbuję otrzeć łzy, zauważam, że Ron obejmuje mnie, próbując uspokoić. Nawet
nie zauważyłam, kiedy zaczął odczuwać jakieś wyższe uczucia. Wydoroślał, uznaję w myślach.
–
Proszę cię, już nie płacz – szepcze. – Jesteś silna i poradzisz sobie z tym,
obiecuję ci to.
Kiwam
głową, czując się już o wiele spokojniej niż kilka minut wcześniej. Odrywam się
od jego ramienia i widzę, że się uśmiecha. Nie widzę w nim ani grama
sztuczności. On naprawdę się pogodził
ze śmiercią.
– Ron – mówię jeszcze drżącym głosem. –
Odszukam naszą rodzinę. Obiecuję.
–
Dziękuję. – Przez chwilę zastanawia się nad tym, co powiedzieć, ale ostatecznie
mówi: – Lepiej już chodźmy, za chwilę zaczną nas szukać.
***
Lot
poduszkowcem trwa zaledwie kilkanaście minut. Podczas lotu wszczepiają nam
elektroniczne nadajniki, abyśmy się „przypadkiem” nie zgubili Organizatorom na
arenie.
Do godziny dziesiątej pozostaje zaledwie
dziesięć minut, kiedy lądujemy w hangarze mieszczącym się pod areną. Jedynym
źródłem światła są tylko świetlówki jarzące się marnym światłem. O obecności
dwóch Strażników Pokoju przypominają mi tylko ciężki odgłos ich butów na
betonowej posadzce. Jestem zdolna tylko na wpatrywanie się w czubki swoich
butów.
W
głowie powtarzam sobie tylko cztery zasady, które uparcie wpajałam, ale
wiedziałam, że w obliczu zagrożenia wszystkie te zasady będą bezużyteczne, tak
jak dwanaście zastosowań smoczej krwi, albo uczenie się teorii obrony przed
czarną magią.
Przed
podestem, który ma mnie wynieść na arenę, stoi Tonks.
–
Jak się czujesz? – pyta.
–
Ciekawe, jak mam się czuć.. – ironizuję, a kolor jej włosów zmienia się za
fioletowy.
–
Fakt, głupie pytanie – odpowiada.
Kobiecy
głos nam przerywa, oznajmiając, że za czterdzieści sekund mam stać na
platformie.
–
Ginny, proszę cię, nie rób nic głupiego, a przede wszystkim nie idź pod ten róg
– radzi, mrużąc oczy. – I unikaj konfrontacji z kimkolwiek, a przede wszystkim
z Lavender. Ona może być podczas pełni naprawdę niebezpieczna.
Kiwam
głową i kiedy słyszę, że pozostało dziesięć sekund, wchodzę na platformę .
Kiedy powoli unoszę się do góry, widzę jeszcze, że Tonks mówi bezgłośnie Nie daj się zabić.
***
Początkowo
nic nie widzę, bo oślepia mnie światło słoneczne. Gdy mój wzrok przyzwyczaja
się wreszcie, uważnie przyglądam się arenie. Stoimy w kręgu. Obok mnie stoi
Clove i Lavender. Cholera, właśnie stoję w najgorszej pozycji i praktycznie
jestem pierwsza do odstrzału.
Na
niebie ukazuje się zegar odliczający sześćdziesiąt sekund do rozpoczęcia rzezi.
Sześćdziesiąt.
Odszukuję Rona, Hermionę i Lunę.
Pięćdziesiąt
osiem. Stoją obok siebie – to dobrze.
Pięćdziesiąt
pięć. Oglądam resztę areny.
Pięćdziesiąt
cztery. Dostrzegam lasy, góry, jezioro leżące nieopodal (pięćdziesiąt dwa) i wysokie
trawy.
Pięćdziesiąt
jeden. Zauważam Twilę stojącą pomiędzy Goylem i Malfoy`em.
Czterdzieści
dziewięć. Oboje mają różdżki. Bardzo źle.
Czterdzieści
siedem. Lavender obserwuje mnie z satysfakcją.
Czterdzieści
sześć. Jest gorzej niż źle.
Czterdzieści
cztery. Powtarzam jeszcze raz w myślach (czterdzieści jeden), żeby nie biec w
stronę Rogu.
Czterdzieści.
Za mną są góry.
Trzydzieści
dziewięć. Dostrzegam pięć stóp ode mnie w trawie nóż.
Trzydzieści
siedem. Mam szansę go złapać, jeśli odpowiednio wcześnie (trzydzieści sześć) wystartuję.
Trzydzieści
pięć. Słyszę wybuch.
Trzydzieści
cztery. Ktoś właśnie wyleciał w powietrze.
Trzydzieści
trzy. Nawet nie chcę na to patrzeć.
Trzydzieści
jeden. Lavender sugestywnie przejeżdża różdżką po szyi.
Dwadzieścia
dziewięć. Zostałam jej pierwszym celem.
Dwadzieścia
siedem. Moje szanse właśnie zmalały do zera.
Dwadzieścia
sześć. Zastanawiam się, czy ryzyko się może opłacić.
Dwadzieścia
cztery. Decyduję się na jak najszybszą ucieczkę od rogu.
Dwadzieścia
dwa. Nie mogę się teraz odwrócić, bo zdradzę swoje zamiary.
Dziewiętnaście.
Stoję spokojnie, udając, że chcę biec do rogu.
Osiemnaście.
Zauważam, że Clove także dostrzega nóż.
Szesnaście.
Widzę w tym szansę na ucieczkę.
Piętnaście.
Odwracam się w stronę gór.
Czternaście.
Czuję wzrok wszystkich na mnie.
Dwanaście.
Wiem, że Lavender pobiegnie za mną. Jest też szansa, że (jedenaście) Clove też
tak zrobi.
Dziewięć.
Mam obmyślony plan.
Osiem.
Słyszę śmiech Lavender.
Siedem.
Dała się nabrać.
Sześć.
Syriusz mnie zabije.
Pięć.
O ile ktoś przed nim tego nie zrobi.
Cztery.
Uginam kolana do skoku.
Trzy.
Jeszcze na chwilę odwracam się za siebie.
Dwa.
Biorę głęboki wdech.
Jeden.
Jestem gotowa.
ZERO
– skaczę.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Możecie mnie zabić i nabić moją głowę na pal. Jeden, bo odpuściłam pisanie na ponad dwa miesiące, dwa, że skończyłam w TAKIM MIEJSCU. Ale już wyszłam na prostą (jako taką, panna Carter dalej czeka aż znowu coś jej zrobię ;D), to mam nadzieję, że będzie mi teraz łatwiej pisać.
Co do rozdziału: Łatwo się domyślić, co pisałam podczas kryzysu (a raczej włoskiej niewoli;_;), a co teraz.
Ale... jest to najdłuższy dotąd napisany rozdział, liczący 2 407 słów. Jakiś kosmos to nie jest, ale powoli robię postępy.
Muszę powiedzieć (napisać?), że jednak kiedy nie pisałam, nadrobiłam trochę zaległości i z rozszerzonej próbnej matury z historii zgarnęłam całe 74% (tak, musiałam się pochwalić^^), więc uważam, że całkiem dobrze spożytkowałam ten czas.
No to kończę, bo w końcu ta pisanina będzie dłuższa niż rozdział xD
Do napisania:)
Pierwsza?^-^ :-D
OdpowiedzUsuńWreszcie rozdział!!!!!!!!!!!! Huuuuuraaa!!! Ty kłamczucho, rozdział miał być na początku maja! Maja! No, ale dobra- wybaczam Ci, bo rozdział był świetny:-) Tylko jedno- przerwać w takim momencie? Sadystka!
Ej, a takie pytanko: kto wybuchł? Bo mnie to takie głupoty zawsze fascynują. Jakiś poboczny nic nie znaczący człeczyna? No dobra, nie ważne.
Mnie zawsze na blogach dziwią godziny wstawiania rozdziałów. Co wy wtedy, ludziska robicie? Bo ja to wolę w nocy spać...O_O
Przepraszam, że jakiś taki nieposkładany ten komentarz:*(. Ale tak czy siak:
Weny, weny, weny i żebyś częściej rozdziały wstawiała!
Grace^^
A i wielkie gratulacje z uzyskania 74%!!! Brawo, oby tak dalej! Albo lepiej;-P
UsuńGrace
Miał być w maju, ale nie udało mi się, niestety. Wiedziałam, że ktoś mi wyrzuci skonczenie w tym momencie :D Jeśli mi się uda (ale już nigdy więcej w życiu nie będę obiecywać) to powinnam niedługo coś wstawić, ale mam jeszcze kilka blogów do skomentowania i jeszcze inny blog, na którym nie pisałam od trzech miesięcy, więc różnie może być:)
UsuńAle postaram się o mniej sadyzmu w następnych rozdziałach;p
Jak na razie nie wiem, kto to mógł być szczerze mówiąc, ale raczej to będzie ktoś poboczny i nieznaczący dla akcji.
Haha xD Mnie tez kiedyś dziwiło, jak można o takiej porze, ale mi na przykład lepiej się pisze w nocy, a rozdziały dodaję zazwyczaj chwilę po postawieniu ostatniej kropki, dlatego u mnie jest często tak późno:)
I dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)
JESTEM TU Z KOMENTARZEM W PIĄTEK. Sorcia, że nie wcześniej, ale dziś mam urodziny i zaraz wbijają znajomi, a jutro z kolei siedzę w pracy hu-hu i trochę, więc nie da rady, ale w piątek z rana jestem :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, nie pali się:D
OdpowiedzUsuńAkurat do soboty mam trochę zajęć włącznie z wyprowadzką z internatu i zakończeniem roku, więc blogowanie będzie jak na razie ostatnim moim zmartwieniem:)
Ale czekam cierpliwie na komentarz w piąteczek:D
PS. Jeśli dobrze przeczytałam, to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin:3
Okejka, jestem już, z masą energii do pisania komentarza, bo raz, że rozdział fantastyczny, a dwa, że sprawdziłam wyniki matur i mimo że są mniej fantastyczne niż rozdział, to i tak lepsze niż się spodziewałam, więc jestem baaaardzo zadowolona :D
UsuńDobra, ale teraz przejdźmy do właściwej części komentarza :D
Rozdział Ci się baaaardzo udał, to muszę przyznać - warto było czekać tyle czasu, bo jest naprawdę nie dość, że ciekawy, ładnie napisany, to jeszcze łapie za serduszko *.*
Z takich nie do końca poważnych uwag, to muszę powiedzieć, że jak czytałam ten rozdział wczoraj, to czułam się dokładnie tak samo jak Ginny czekając na Igrzyska XD Tyle, że ja oczekiwałam na wyniki matur jak na ścięcie XD Ale dobra, koniec żartów, bo to poważny rozdział przecież był!
Tak poważnie, odnośnie tej kwestii właśnie, to wyszła Ci ona bardzo prawdopodobnie i naprawdę łapała za serduszko. Człowiekowi aż udzielał się ten dławiący strach, jaki ogarnął wtedy Ginny. Trudno jej się dziwić, ja na pewno umarłabym ze strachu na jej miejscu... Ale powiem szczerze, że poczułam się, jakbym naprawdę znów czytała Igrzyska, wspaniale umiesz się wbić w klimat tej powieści, wielki approval za to :)
Dalej, to bardzo mi się podoba taki wątek, jak ja to nazywam, poprawności politycznej. Wiesz, chodzi mi o to, że dano różdżki po pierwsze, żeby niektórych faworyzować, ale po drugie, żeby zabijać "czysto", bo czarodzieje nie są przyzwyczajeni do rozlewu krwi. To jest bardzo prawdopodobne, że właśnie tak by to było, gdyby działo się naprawdę. To aż boli, bo widać w tym odbicie naszego społeczeństwa (choć w dużo drastyczniejszej formie, oczywiście), którym zaczyna rządzić durna i niepotrzebna poprawność polityczna, która momentami jest aż śmieszna. A w ogóle, to zapisałam sobie wczoraj w notatkach, że miałam wspomnieć, że ja w tym widzę metody ZSRR troszeczkę. I to jest w sumie komplement... Wiesz, niby Igrzyska przedstawiają ustrój totalitarny (jak każda chyba antyutopia), więc siłą rzeczy takie skojarzenia są naturalne, ale Ty dodajesz jakby do tego coś swojego, gdzie wiem, że przecież jesteś pasjonatką historii, no i muszę powiedzieć, że całość: klimat Igrzysk, który udaje Ci się utrzymać + Twoje własne smaczki dają naprawdę ciekawą całość. Wielki approval.
Dalej, to podobała mi się scena rozmowy Rona z Ginny. Pomyślałam dokładnie to samo, co ona - że Ron wydoroślał. Szkoda tylko, że został do tego tak brutalnie zmuszony - całe beztroskie życie zostało tak jemu, jak i reszcie wszystkich tych dzieciaków zabrane i został postawiony właściwie przed faktem dokonanym, że umrze. Bo to jest smutne, ale rzeczywiście on nie ma szans. I w ogóle przeraża mnie taki obraz ludzi, którzy totalnie pogodzili się już z perspektywą śmierci... naprawdę aż dreszcze człowieka przechodzą.
UsuńI jeszcze mam tu zapisane, żeby wspomnieć o tym, jak Ginny zapomniała się z tego wszystkiego pożegnać z ludźmi... Cóż, boleśnie prawdziwa była ta scena. Bardzo prawdopodobna z resztą. Wielki plus za takie szczególiki, one budują całość i naprawdę wychodzą Ci doskonale.
Okej, to teraz parę uwag technicznych:
"Oni chcą, aby Lavender tylko zabijała bardziej efektownie. " - to zdanie bardzo mi się nie podoba. Zmieniłabym tu szyk wyrazów, ale nie upieram się, bo co ja wiem o życiu, 79 procent z podstawy z polskiego, tylko dzikim fartem, bo był Potop XD Ale tak poważnie, to nie wiem, czy ono jest niepoprawne, ale zwyczajnie mi się nie podoba.
"Za oknami widzę przejeżdżające w oddali samochody i jaskrawo ubranych Kapitolińczyków, wyglądające jak mrówki oblane fluoroscencyjną farbą." - WYGLĄDAJĄCYCH
"Jestem zdolna tylko na wpatrywanie się w czubki swoich butów. " - Jestem zdolna tylko DO WPATRYWANIA
" Ale nie zapominajcie o tym, żeby nie ufać każdemu, choćby najbardziej niewinnym osobom." - nie ufać NIKOMU brzmiałoby o niebo lepiej moim zdaniem :)
"ironizuję, a kolor jej włosów zmienia się za fioletowy." - NA fioletowy
No, prócz tego nic nie znalazłam :D
I zapomniałam jeszcze dodać, że scena odliczania jest obłędna i asdfghjkl, łykam ją w całości i największe propsy w tym rozdziale należą Ci się właśnie za nią. Wspaniały sposób na zakończenie pierwszej części, podoba mi się.
A i chyba już mówiłam, że kupuję w całości Twoją Ginny i że sprawiłaś, że naprawdę ją polubiłam? :)
Okej, to chyba tyle z mojej strony, a jeśli coś mi się przypomni, to oczywiście dopiszę :D
To jak się ogarniesz z wyprowadzką i będziesz miała czas, to w wolnej chwili zapraszam do siebie (na gud-med-oss, znaczy się :) [btw, mój potterowski blog chyba umrze, ale ćśśśś, to nic pewnego ;_;] no bo teges, nowy rozdział dodałam i powiem, że po cichu wyczekuję sobie na komentarz od Ciebie :D Ale wiadomo, nie gonię, wszystko w swoim czasie :))
Dzięki Ci piękne za życzenia :D A i owszem, dobrze przeczytałaś :D
No, a teraz uciekam odebrać wyniki i jestem wolnym człowiekiem :D
Pozdrawiam! :D
PS. ZROBIŁAM NAJLEPSZĄ RZECZ JAKĄ MOGŁAM ZROBIĆ :D Blogspot zjadł mi komentarz, a ja w ostatniej chwili zdążyłam go skopiować :D EPIC WIN! :D
Aaa, nie w takim momencie! Nie, jak moglaś :o Musisz szybko napisac rozdział, naprawde szybko.
OdpowiedzUsuńA właśnie rozdział - to cu się dziwić wspaniały i tyle, serio wspaniały jak każdy. Jejku jak ja się powtarzam.
Wiesz czego mi tu jeszcze brakuje,? jakbyś pociągnęła wątek GINNY - DAVID byłoby idealnie ♥ Już mi zrobiłaś nadzieje, że on przyjdzie i wgl, ale nic o nim nie było ;c Ale nie będę się bezczelnie wtryniać w twoją twórczość :d
Wenyyyyy życzę :3
Gabe :P
Sory, że dawno bloggów nie czytałem.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, ciekawe czy Ginny się uda ta sztuczka?
Weny!
dobrze się czyta :)
OdpowiedzUsuńFajne, naprawdę c:
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie XD (chamsko ;-;)
http://13glodoweigrzyska.blogspot.com/
Wow! Super rozdział, naprawdę czytałam go z zapartym tchem! Jestem niezmiernie ciekawa co wydarzy się w kolejnej części. I muszę przyznać, że lubię twojego Rona. Nie jest taki wkurzający, jaki był w Hogwarcie i za to ci dziękuję. Jego rozmowa z Ginny naprawdę mnie wzruszyła!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejną część i pozdrawiam :)
Ojej! *0*
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie nic napisać! Czekam na kolejny! Dziewczyno! :D
Błagam, napisz, że nie porzuciłaś bloga i to tylko taka dłuższa nieobecność i jeszcze w 2014 roku dodasz nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest bardzo wciągające. Na początku jak weszłam na bloga i zobaczyłam, że to połączenie igrzysk i pottera to pomyślałam sobie "wtf? niby jak?", ale wyszło Ci to bardzo zgrabnie i realnie. Twoja Ginny jest okey i Twój Ron też jest bardzo okey (rzadko kiedy w fanfickach, które czytałam Ron był okey - zazwyczaj był złym gwałcicielem). Jak na razie Malfoya jest bardzo mało a byłam pewna, że to on będzie "tym najgorszym", a tu taka niespodzianka - Lavender. XD
Przepraszam za taki nieskładny komentarz. I weny życzę, o!
xyz
Zgadzam się z xyz, chcę kolejny rozdział! :c
OdpowiedzUsuń~Malice
Bardzo spodobały mi się te przemyślenia w czasie odliczania.
OdpowiedzUsuń