Nie, bo tu nie ma niebaJest prześwit między wieżowcamiNo a serce to nie serceTo tylko kawał mięsa
Jakub Kawalec
– Jak to kłopoty? – pyta, a ja w jej
szepcie dostrzegam lęk.
Wstaje ze swojego miejsca i siada obok
mnie przy wejściu do naszej kryjówki. Obejmuje ramionami kolana, próbując nie
zmarznąć (przyznaję, noc jest dość chłodna) i wpatruje się we mnie, chcąc abym
kontynuowała.
– Jutro jest pełnia. – Wskazuję na
księżyc, który jak kat wisi nad naszymi głowami, jasno oświetlając arenę. – To
znaczy, że jesteśmy narażone na atak wilkołaka.
– Lavender jest wilkołakiem?
– Jest i to dość niebezpiecznym.
Podobno jej udział w Igrzyskach nie jest przypadkowy. Specjalnie ją wybrano,
aby pozbyła się wszystkich przeciwników nowej władzy i skutecznie odstraszyła
innych od wszczęcia kolejnej rewolucji.
– I wysyłanie wilkołaka na arenę ma w tym
pomóc? – Unosi wysoko brwi w geście zaskoczenia.
– Nam na pewno nie pomoże, ale musimy
sobie z nią poradzić. W każdym razie, mamy trzy opcje: pierwsza – dać się zabić
– mówię, ale Twila natychmiast kręci głową, co oznacza, że nie zamierza się tak
łatwo poddawać. – Tak myślałam, że nie spodoba ci się ten pomysł. Druga – unikamy
jej jak się tylko da, a trzecia: próbujemy ją dorwać i unieszkodliwić.
– Co masz na myśli, mówiąc unieszkodliwić? – pyta, ale w chwili,
kiedy kończy, urywa i spogląda na mnie. – Ty chyba nie mówisz serio.
– Nigdy nie byłam bardziej poważna –
odpowiadam, podciągając kolana pod brodę.
Nagle temperatura obniża się o kilka
stopni – albo Organizatorzy majstrują coś przy słupku rtęci, albo świadomość,
co nas czeka następnej nocy, powoduje, że po ciele przebiega mi gęsia skórka.
– Masz rację – mówi po chwili
zastanowienia. – Musimy coś z nią zrobić, inaczej nie da nam spokoju. Zresztą
nie wiemy, czy pełnia nie będzie wywoływana co noc, im szybciej się z nią
uporamy, tym lepiej.
Muszę przyznać, ten aspekt nie
przeszedł mi nawet przez myśl – Twila jest piekielnie inteligentna. Nie mogę
się z nią nie zgodzić – na Arenie dosłownie
wszystko jest możliwe. Jednocześnie nie mogę uwierzyć, ż e Organizatorzy są aż
tak okrutni.
– Masz jakieś pomysł, jak się uporać z
tym futerkowym problemem? – pytam,
przypominając sobie, że Harry kiedyś też tak mówił o likantropii Remusa, lecz w
tym wypadku to stwierdzenie nabrało całkiem nowego, nieco upiornego znaczenia.
***
Usypiam nad ranem, kiedy Twila
przejmuje wartę (pomimo, że tak samo, jak ja, wcale nie spała tej nocy), nad
Areną wstaje słońce, a po chłodzie zeszłej nocy nie ma już żadnego śladu.
Zastępuje go niesamowity upał, który spędza sen z powiek nawet w pozornie
chłodnej grocie.
Dwunastolatka, podczas kiedy spałam,
złapała dziko żyjącego ptaka oraz pozbawiła go piór. Przejmuję po niej wartę i
zaczynam przygotowywać ognisko, aby upiec zdobycz Twili. W międzyczasie słyszę wybuch armaty, lecz po chwili wracam
do wcześniej wykonywanego zajęcia. W końcu jemu moje działania już są obojętne.
Po przygotowaniu jedzenia, zmieniam
opatrunek na szyi, obmywając zmniejszającą się ranę wodą, a potem odkażając ją
za pomocą jodyny. Później zbieram puste butelki i napełniam je przy strumieniu,
przygotowując się na dzisiejszą noc. Ustaliłyśmy, że nie wrócimy w to miejsce
po tej nocy. To byłoby zbyt niebezpieczne, bo była ogromna szansa, że
zostaniemy przez kogoś wytropione.
Po południu, co wnioskuję po pozycji
słońca na niebie – budzi się Twila. Wspólnie zacieramy ślady po naszej
obecności w tym miejscu, na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał odnaleźć naszą
byłą kryjówkę. Pozbywamy się popiołu pozostałego po ognisku i połamanych
gałęzi, które służyły nam za zamaskowanie groty.
Czas, który pozostał nam do zmierzchu,
przeznaczamy na rozmowę. Nie poruszamy szczególnie ważnych tematów, po prostu
chcemy wypełnić nieznośny czas oczekiwania na pełnię. Obie widzimy po sobie, że
się denerwujemy, ale każdy, będąc w naszym położeniu obawiałby się konfrontacji
ze wściekłym wilkołakiem podczas pełni.
Rozmawiamy głównie o tym, co było przed
igrzyskami. Dowiaduję się, że Twila ma trzy starsze siostry i zaskakuje mnie
to, że żadna z nich nie chciała się zgłosić na jej miejsce. W końcu były
starsze – miałyby większe szanse na przeżycie niż Twila. Przypomina mi się
trybutka z Dystryktu 12, która zgłosiła się za swoją młodszą siostrę. Jak ona
się nazywała? Prim? To była ta młodsza,
a starsza ma na imię – jeśli się nie mylę – Katniss. Podczas Dożynek wyglądała
na silną i to mi niesamowicie
zaimponowało.
– A ty masz jeszcze jakieś rodzeństwo,
oprócz Rona? – pyta.
Przez chwilę nie wiem, co odpowiedzieć.
Jest to dla mnie dość bolesny temat. Wciąż istnieje szansa, że żyją, bo nikt
nie chciał mi odpowiedzieć na moje pytania o ich los. Jednak od pewnego czasu
miałam złe przeczucia. Remus i Tonks mówili, że od czasu bitwy nie mieli żadnych wieści od nich, ale
to również było spowodowane zakazem kontaktów pomiędzy członkami Zakonu.
– Miałam – odpowiadam. – Teraz nie
wiem, co się z nimi dzieje. Niestety, obawiam się najgorszego.
– Może to i lepiej? – Jej odpowiedź
wywołuje we mnie zaskoczenie. – Nie patrz tak na mnie. Jeśli nie żyją, to
przynajmniej nie będą musieli oglądać jak umierasz, albo ginie twój brat.
Chcąc – nie chcąc, muszę jej przyznać
rację. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek cierpiał po mojej śmierci. Jednak z
drugiej strony, chciałabym, żeby moje przeczucia się nie spełniły.
***
Późnym popołudniem, wyruszamy z naszego
obozu i kierujemy się w stronę gór. Obie stwierdziłyśmy, że tam będziemy o
wiele bezpieczniejsze, niż naszym w poprzednim położeniu. Zresztą i tak
planowałam znaleźć schronienie w górach, ale zamierzałam poczekać, aż
pozostanie mniej trybutów. Jestem prawie pewna, że większość tych, którzy
przeżyli, udała się właśnie tam, a za nimi wyruszyli także Zawodowcy.
Lecz teraz, gdy sytuacja diametralnie
się zmieniła, górzysty teren umożliwiał nie tylko skuteczniejsze ukrycie się
przed Lavender tej nocy, ale także realizację dalszej części naszego planu.
Po zaledwie kilkunastu minutach
wędrówki, ostatnie drzewa liściaste zostają wyparte przez świerki i sosny o
rozłożystych gałęziach, na których można bez problemu się schować i przeczekać
tą noc.
Kiedy zachodzi słońce, wybieramy jedno
z najbardziej rozgałęzionych drzew. Najpierw wchodzi Twila, która z niezwykłą
gracją wspina się na drzewo, po czym siada na najniższej gałęzi i gestem dłoni
pokazuje mi, żebym zaczęła się wspinać.
Łapię się drzewa i zaczynam powoli się
wspinać, trzymając się kurczowo pnia. Wejście na sosnę zabiera mi o wiele
więcej czasu, ale ostatecznie obie obserwujemy okolicę z wierzchołka drzewa.
Ciszę przerywa jedynie śpiew ptaków,
obwieszczający koniec dnia, co dla nas oznacza noc pełną obawy o własne życie.
Zresztą, nie tylko dzisiaj. Przecież dotąd także żyliśmy w strachu – tylko przed
szaleńczą tyranią Voldemorta. Każdy się bał, że zostanie wywołany z klasy w
środku lekcji i dowie się o kolejnym ataku – tym razem wycelowanym w jego
rodzinę.
Jednak najgorszy był rok poprzedzający
Bitwę o Hogwart. Nawet rzekomo najbezpieczniejsze miejsce w świecie
czarodziejskim zostało opanowane przez Śmierciożerców. A pod władzą Alecto i Amycusa Carrow, nauka w
Hogwarcie zamieniła się w istne piekło. Szczególnie rodzeństwo upodobało sobie
dręczenie Nevilla, który za każdym razem odmawiał stosowania tortur na
mugolakach. Co jednak nie oznaczało, że nam też się nie dostawało.
Chociaż i tak nic się nie równa z tym,
z czym teraz jesteśmy zmuszeni się zmierzyć.
Z zamyślenia wyrywa mnie szturchnięcie.
Chcę wyrzucić Twili to, że mnie wystraszyła, ale ona ucisza mnie, zanim się
odzywam, kładąc palec na ustach i pokazując nim w dół.
Spoglądam w dół i wysilając wzrok, aby
cokolwiek zobaczyć w półmroku, dostrzegam dwie sylwetki. Stoją dokładnie pod
drzewem, na którym się znajdujemy.
– Luke, dlaczego wciąż próbujesz mi
uciec? – Aż zbyt dobrze znam ten zbyt przesłodzony głos. – Przecież oboje
doskonale wiemy, że nie warto się przede mną chować. I tak cię znajdę.
Stojąca plecami do drzewa postać coraz
bardziej się kuli, jakby chciała zniknąć niepostrzeżenie. Lavender pewnym
krokiem zbliża się do chłopaka. Naprawdę jest mi go żal, ale w obecnej chwili
nie mogę nic zrobić, aby mu pomóc.
– Ale skoro już się spotkaliśmy –
ciągnie niewzruszona brakiem odpowiedzi ze strony chłopaka. – To może
wytłumaczysz mi, dlaczego nie wypełniłeś powierzonego ci zadania?
Nie potrafię wychwycić odpowiedzi
Luke’a, ale gwałtowna reakcja Lavender świadczy o tym, że nie była wystarczająco
przekonująca dla niej. Łapie chłopaka i mocno rzuca nim o drzewo. Siła
uderzenia jest tak wielka, że musimy złapać się mocno gałęzi, aby nie spaść.
Chłopak powoli osuwa się na ziemię,
zmieniając się w bezkształtną, ciemną plamę, prawie całkowicie zlewając
się otoczeniem.
– Nie obchodzi mnie to, że się
rozdzielili, rozumiesz?! – wrzeszczy. – Wystarczyło podążać razem z
Longbottomem, a on by odnalazł tą blond sukę! Innym się udało, tylko ty
musiałeś spieprzyć całą robotę!
– Obiecuję ci, że ich znajdę… – Słyszę
niewyraźną odpowiedź chłopaka. Zadziwia mnie to, że tak sile uderzenie nie
pozbawiło go przytomności.
– Ty już nie będziesz nikogo szukać.
Zawiodłeś mnie i poniesiesz za to karę.
– Proszę, daj mi jedyną szansę… –
próbuje wykrztusić Luke. Nawet jeśliby dostał możliwość naprawienia swojego
błędu, nie będzie miał wystarczająco dużo siły na choćby ruszenie się spod tego
drzewa.
– Miałeś szansę, kiedy ci uciekli, ale
jej nie wykorzystałeś – przerywa mu. – Więc wychodzi na to, że twój czas
dobiegł końca. Żegnaj, Luke.
Nagle kilka rzeczy zaczyna dziać się
jednocześnie. Księżyc w pełnej okazałości wyłania się zza chmur, mocno
oświetlając arenę, a z gardła Lavender wyrywa się krzyk. Łapie się za głowę i
upada na kolana, jakby jakaś niewidzialna i
bliżej niezidentyfikowana siła rozsadzała jej głowę. Światło księżyca
oświetla jej sylwetkę na tyle, że widzę, jak na jej dłoniach pojawia się
sierść, a paznokcie zmieniają się w pazury, które każdemu mogłyby bez problemu
rozszarpać gardło.
Luke, który wygląda na co najwyżej 14
lat, próbuje skorzystać z okazji, żeby uciec. Powoli wstaje, ale zanim udaje mu
się stanąć na nogach, słyszę wycie. Przemiana Lavender dobiegła końca.
Odwracam wzrok, kiedy wilkołak rzuca
się na chłopaka. Twila robi to samo – nie możemy na to patrzeć. Dotychczasową
ciszę rozrywa jego wrzask pełen cierpienia. Chcę, aby to się wreszcie skończyło
– nie mogę znieść tego, że jestem bezradna wobec jego śmierci, że nie potrafię
go uratować, mimo że jestem tak blisko. Nawet na Głodowe Igrzyska to jest zbyt
brutalne.
Mocno zatykam uszy, żeby się odgrodzić
od krzyku, i zaczynam nucić w myślach. Nucę kołysanki, które kiedyś mama nuciła
mi przed snem. Cichy i melodyjny śpiew wywołany z najdalszych zakamarków moich
wspomnień przynosi mi częściowe uspokojenie. Wciąż do moich uszu dociera
poruszający serce krzyk.
Po głowie chodzi mi tylko jedna myśl:
niech to się już skończy, niech to się już skończy, niech to się wreszcie
skończy. Przecież to kiedyś musi ustać.
W końcu wrzask chłopaka słabnie, aż
ostatecznie armata oznajmia koniec jego męki. Zabieram dłonie z uszu i spoglądam
na Twilę – jest tak samo wstrząśnięta, jak ja. Obie nie spodziewałyśmy się aż
takich możliwości Lavender.
Patrzymy w dół i obserwujemy, jak
wilkołak jeszcze chwilę kręci się pod drzewem, wydaje z siebie głośne wycie,
które przez chwilę roznosi się echem w pozornie pustym lesie, a potem rzuca się
biegiem w leśną gęstwinę. Luke leży pod drzewem z rozrzuconymi rękami – plamy
krwi pokrywające jego twarz i pień są dobrze widoczne w blasku pełni.
Po chwili poduszkowiec zabiera martwego
chłopaka, odprowadzany naszym spojrzeniem. Zaczynam się zastanawiać nad
sensem ich rozmowy. Neville i Luna mieli
paść ofiarą jednego z innych trybutów na polecenie Laveder. Tylko dlaczego nie
chciała zrobić tego własnoręcznie? I kogo miałą na myśli mówiąc o innych? Nic z
tego nie rozumiem.
Rozbrzmiewa wybuch armaty, a po nim dwa
kolejne. Widocznie pełnia zbiera swoje krwawe żniwo. Zostało już dwudziestu
sześciu trybutów, chyba, że jeszcze tej nocy ktoś straci życie.
– Za chwilę pokażą, kto zginął –
szepcze Twila, przypominając mi o swoim istnieniu. Była tak cicho, że zupełnie
zapomniałam, że siedzi na gałęzi obok mnie.
Kiwam głową, przyjmując do wiadomości
słowa dziewczyny. Ma rację – jakiś czas później na arenie rozbrzmiewa hymn
Panem, pojawia się symbol Slytherinu i
pokazują nam trybutów. Kiedy widzę pierwszego trybuta, do oczu napływają mi
łzy.
Colin nie żyje.
Czuję się, jakby ktoś pozbawił mnie
części mojego starego życia. Znaliśmy się bardzo dobrze i jego starta jest dla
mnie bardzo bolesna. To tak, jakby ktoś nagle, bez żadnego ostrzeżenia, ukradł
mi część wspomnień , dzięki którym jeszcze jakoś dawałam radę.
Poza tym nie żyje Milicenta Bulstrode
ze Slytherinu, dziewczyna z Trójki, Luke, który został zamordowany na naszych
oczach oraz chłopak z Dziesiątki. W sumie pięć osób.
Na koniec rozbrzmiewa po raz kolejny
hymn Panem, by później cała arena pogrążyła się w pełnej niepokoju ciszy. Twila
odzywa się pierwsza:
– Wszystko, jak na razie idzie zgodnie
z planem.
Przez to, co mnie spotkało w ciągu
kilku ostatnich godzin, zupełnie zapomniałam o realizacji naszego planu. Na
szczęście Twila zachowała zimną krew.
– Znalazłaś jej słaby punkt?
– Tak, ty nie zauważyłaś tego? – Kręcę
głową, a Twila kontynuuje. – Lavender jest kompletnie bezbronna podczas
przemiany w wilkołaka. Wiesz, co to oznacza?
– Tak, możemy wtedy ją unieszkodliwić –
mówię, szczęśliwa, że mamy szansę pozbyć się problemu jakim jest Lavender Brown.
Wiem, że brzmi to brutalnie, ale
igrzyska zmieniają nas wszystkich. Każdy tutaj w walce o swoje przetrwanie
zapomina o człowieczeństwie i zasadach moralnych. Najważniejszą rzeczą jest
przeżycie tego piekła.
– Teraz musimy ją znaleźć przed kolejną
pełnią, a kiedy zacznie się przemieniać, wbić jej nóż w serce. To powinno ją
zabić.
Teraz nie ma znaczenia to, jakim
człowiekiem byłeś przed trafieniem w sam środek Igrzysk. Liczy się to, w jakim
stopniu jesteś ocalić siebie samego. Bo nigdy nie uratujesz w całości swojego
poczucia moralności.
– Zrozumiałaś coś z rozmowy tego
chłopaka i Lavender? – Twila zmienia temat, kompletnie zaskakując mnie tym
pytaniem. Jest to najlepszy czas na rozmowę, chociaż musimy mówić ledwo
dosłyszalnym szeptem, aby nikt nas nie usłyszał. Obie wiemy doskonale, że tej
nocy nie możemy usnąć, bo chwila nieuwagi może skończyć się upadkiem z kilku
metrów. Wątpię, czy którakolwiek z nas przeżyłaby to.
Już mam odpowiedzieć, że ja także nie
mam pojęcia, ale w ostatniej chwili olśniewa mnie. Przecież to jest tak
dziecinnie proste!
–Mam wrażenie, że kilka osób na arenie
współpracuje z Lavender – stwierdzam. – Po prostu pozbywają się dla niej
trybutów będących dla niej zagrożeniem. Pewnie robią to dla ochrony z jej
strony.
–To… to jest całkiem możliwe – Twila
przyznaje mi rację. – Ale jeśli to prawda, to możesz mieć poważne kłopoty. W
końcu to ona samodzielnie chciała cię zabić pod Rogiem, a gdy jej się to nie
udało, posłała Clove.
Cholera. O tym nie pomyślałam. Przecież
Lavender nie podda się tak łatwo, a to, że zależy jej na mojej śmierci
udowodniła dwukrotnie.
–To znaczy, że musimy się jak najszybciej
uporać się z tym problemem – mówię, a Twila skinięciem głowy zgadza się ze mną.
Lecz nie zdaję sobie sprawy z tego, że
Lavender jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Witam, tym razem udało mi się napisać rozdział w mniej niż pół roku *jupi*, który (nareszcie) jakimś stopniu mnie uszczęśliwia. Dzisiaj nie będzie żadnych pogadanek, użalania się nad sobą, ani nawet próśb o wybaczenie. Ot, rozdział mi się podoba (nawet), tylko może posiadać błędy, bo uwolniłam tekst tylko z literówek.
Kiedy następny rozdział... Sądzę, że po maturach, czyli po 21 maja, bo mam wtedy ustny angielski, a potem jestem wolnym człowiekiem, a coś trzeba robić:)
Na życzenia wielkanocne trochę już za późno, ale mam nadzieję, że święta były udane.
To do następnego!
Wkońcu rozdział <3
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadanie :)
Mam nadzieję, że jak najszybciej zginie Lav.
Pozdrawiam,
KaSiaA
Cieszę się, że ktoś lubi czytać moje wypociny (serio, to niesamowicie buduje):D
UsuńLavender jeszcze zdąży namieszać na arenie, więc jeszcze zaibaijanie poczeka:)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
Wow, wspaniały rozdział! Jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńJa Święta miałam udane, teraz przeżywam w żałobie ostatni dzień ferii...
Powodzenia na maturach, weny i czasu!
Grace
I tak w ogóle: piękny szablon!
UsuńGrace
Bardzo mi miło, że się podobał rozdział, no i szablon:3
UsuńDziękuję za życzenia i również pozdrawiam:)
Cześć! Chciałam spytać co z Sabrine. Wchodzę i pisze mi, że blog został usunięty. Mogę chociaż wiedzieć dlaczego? Bardzo mi się spodobała fabuła :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie umarło śmiercią tragiczną, niestety, nie mam na nie czasu, ani pomysłów. Nie wiem, może kiedyś wezmę się za nie od nowa, ale wątpię, żeby to było gdzieś w najbliższym czasie. Ale strasznie się cieszę, że komuś się podobało:3
UsuńPozdrawiam
Świetnie piszesz! Naprawdę fajne opowiadania :) Może spodobają Ci się również moje? Dopiero zaczynam: http://akainohanaopowiadania.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca. Jestem w szoku jak doskonale zrobiłaś z Ginny gladiatora.
OdpowiedzUsuńTwila jest inteligentna i, jak się okazuje, może być niebezpieczna.
Czekam oczywiście na dalszy rozwój wydarzeń.
Worka weny!