23 lutego 2014

`04.



         Po raz kolejny, przeklinając całą technologię w Kapitolu, wyjeżdżam windą na szesnaste piętro. Kiedy wreszcie jestem na swoim piętrze, oddycham z ulgą. Jak na jeden dzień zupełnie wystarczy mi przeżyć, takich jak jeżdżenie tym mugolskim ustrojstwem w górę i w dół. Widocznie mieszkanie tutaj do końca życia
byłoby dla mnie jeszcze cięższe niż igrzyska.


         Gdy zjawiam się w pomieszczeniu, w którym znajduje się ogromny ekran, wszyscy przerywają rozmowy i obserwują mnie z zaciekawieniem. Zaczynam się obawiać, że mnie nie poznali, ale na Merlina, przecież tylko zmieniłam kolor włosów!

         – Ginny, wyglądasz świetnie! – Odzywa się w końcu Tonks, a reszta przyznaje jej rację.

Zanim reaguję na pochwały ku mojej stylistce, słyszymy hymn Panem i zwracamy oczy w stronę ekranu. Gdy hymn milknie, flaga Panem znika, a wszyscy obserwują z zaciekawieniem Caesara Flickermana w towarzystwie Claudiusa Templesmitha. Tak przynajmniej się przedstawiają. Nie wiem, dlaczego, ale przypominają mi trochę błaznów swoim niecodziennym, jeśli nie liczyć tego, że znajdowaliśmy się w Kapitolu, gdzie wszyscy są tak ucharakteryzowani, wyglądem.

Claudius może nie jest aż tak niecodzienny, że tak się wyrażę, w stosunku do Caesara, który aktualnie ma niebieskie włosy i niezwykle pasujący do nich garnitur, ale fakt pozostawał faktem, że nigdy nie spotkałam kogoś takiego. Claudius był nieco bardziej wytworny w siwej, niemalże białej peruce, przypominającą trochę czasy sprzed mugolskiej rewolucji francuskiej, o której kiedyś opowiadał mi ojciec.

– A oto wyniki prezentacji naszych tegorocznych trybutów! – powiedział z entuzjazmem w tubalnym głosie Templesmith. – Zacznijmy najpierw od naszych brytyjskich reprezentantów.

Za każdym razem, kiedy widzimy swoje twarze, wstrzymujemy oddech, oczekując na wynik. Wszyscy wiemy, że te wyniki są ważne dla nas, aby przeżyć na arenie. Tylko dzięki dzisiejszym prezentacjom i jutrzejszym wywiadom, możemy znaleźć sponsorów, którzy mogą nawet uratować nas z najgorszych opresji.

Okazuje się, że Neville, Ron i Colin zdobyli siódemki. Nie dziwi mnie to, skoro wszyscy walczyli w Bitwie o Hogwart. Jednak jest to marne pocieszenie, bo większość trybutów walczyło rok temu przeciwko Voldemortowi. Lavender, ku zdziwieniu zarówno moim, jak i reszty znajdujących się w pokoju, dostaje pełne jedenaście punktów. Tym bardziej jest to zadziwiające, gdyż nie widziałam jej ani razu podczas szkoleń, pomimo wymaganego przynajmniej jednego zaliczonego treningu. Coraz bardziej zaczynam się obawiać, że stała się wilkołakiem, co naprawdę zmniejsza nasze szanse do zera.

Hermiona otrzymuje piątkę, co wygląda naprawdę słabo, tak samo jak jej uśmiech, który mi posyła, aby dodać mi otuchy przed moją oceną.

– Ginevra Weasley otrzymuje… – Claudius robi pauzę, by po chwili powiedzieć: – Dziewięć punktów!

Wzdycham z ulgą. Naprawdę mogło być gorzej, a ocena nieco dodała mi otuchy i podsyciła chęć przetrwania na arenie. Mimo tego, jednak muszę nieźle się wysilić na zwykły uśmiech, bo zwykła cyfra nie daje mi stuprocentowej pewności, że przeżyję.

Luna dostała zaledwie trójkę, co praktycznie ją skreśla na samym początku zresztą tak samo, jak moją sojuszniczkę – Twilę, która otrzymała identyczną ocenę. Jakoś nie mogę uwierzyć, ba, nie chcę uwierzyć, że tylko jedno z naszej dwudziestki czwórki może przeżyć. To jest dla mnie zupełnie nierealne.

Po ogłoszeniu wyników prezentacji, stwierdzam, że oprócz Lavender jest tylko jedna osoba z identycznie wysokim wynikiem. Katniss Everdeen, ta sama, która zgłosiła się za swoją siostrę. Nie wiem i raczej nie chcę wiedzieć, co zrobiła, ale musiała przebić wszystkie umiejętności pozostałych trybutów na głowę. Zawodowcy jej tak łatwo nie odpuszczą.

Zanim wszyscy znikamy w naszych pokojach, Syriusz i Tonks informują nas, co do jutrzejszego dnia i naszych wywiadów.  Wtedy sobie uświadamiam, że do wyjścia na arenę zostało nam dwa dni. Za dwa dni każdy z nas może zginąć w pierwszej lepszej potyczce. Wszyscy znowu zaczniemy walkę, lecz tym razem nie będziemy działać razem. Każdy z nas zaczął działać na własną rękę. W dniu, w którym obiecaliśmy sobie, że nie stworzymy ze sobą sojuszu (nie licząc Rona i Hermiony, którzy zastrzegli od razu, że będą działać razem), ale także, że nie będziemy się zabijać nawzajem, duch domu Godryka Gryffindora prawdopodobnie umarł na zawsze.



***


W dniu prezentacji rano zwlekam się z łóżka i od razu wchodzę pod lodowaty prysznic. Po raz pierwszy nie pachnę cytrynami, co już powoli zaczynało mnie irytować. Najpierw czeka mnie lekcja pod tytułem „Jak rozmawiać z Flickermanem i nie wypaplać wszystkiego”, jak nazwał to wczoraj Syriusz, a potem nauka chodzenia w obcasach i tego, jak powinnam się zachowywać podczas wywiadu, razem z Tonks.

– Wiesz dobrze, że Caesar będzie chciał wyciągnąć z ciebie wszystko, w tym także twoją taktykę i twoje słabości – zaczyna, a ja potwierdzam. – Pod żadnym pozorem nie odpowiadaj mu na tego typu pytania jednoznacznie, rozumiesz?

– Rozumiem, ale w takim razie, jak mam mu odpowiadać? – pytam, czując, że podczas wywiadu najzwyczajniej umrę ze strachu.

– Właśnie dlatego tutaj jesteś, słonko – stwierdza z uśmiechem. – Musisz się nauczyć jak odpowiadać wymijająco na jego pytania. Dobra, zacznijmy: Jak zamierzasz przeżyć rzeź pod Rogiem?

Spoglądam na Syriusza pytającym wzrokiem. O jaką rzeź mu chodzi? I co to jest ten Róg?

– Wybacz, ale chyba nie do końca rozumiem. O co chodzi z Rogiem? – pytam, jeszcze nie wiedząc, co się święci.

Syriusz uderza się otwartą dłonią w czoło i mamrocze:

– Cholera jasna, zapomniałem wam o tym powiedzieć. – Po czym dodaje nieco głośniej: – To, co teraz powiem, jest kluczem do waszego przetrwania na arenie. Pośrodku areny będzie znajdował się Róg Obfitości, który będzie zawierał wszystko: od apteczek, przez broń, po liny, śpiwory i rzeczy, które pomogą ci przeżyć. Jednak kategorycznie wam zabraniam w ogóle tam podchodzić. Najlepiej uciec w głąb areny i tam zaszyć się w jakimś bezpiecznym miejscu. Organizatorzy nie pozwolą wam zginąć z głodu, bo wtedy nie byłoby…

– …widowiska – kończę za niego i układam sobie wszystkie informacje w głowie.

Zasada numer cztery: Pod groźbą śmierci nie zbliżaj się do Rogu.

Następnie uczę się, jak unikać ujawnienia wszystkiego przy okazji wywiadu i jednocześnie nie skazać się na śmierć z ręki Zawodowców, którzy zabiją każdą osobę, która może zagrozić ich wygranej.

Kiedy myślałam, że lekcja z Syriuszem będzie męką, to teraz muszę zwrócić mu honor, gdy po tym, padłam ledwo żywa i z okropnie bolącymi nogami na łóżko, obiecałam sobie, że dzisiejszy wieczór będzie ostatnim, podczas którego włożę te przeklęte szpilki. Jednak, kiedy jeszcze dobrze nie zdążam nacieszyć się ulgą, przychodzi Lernox i prowadzi mnie do Centrum Odnowy.

–Do twojego wywiadu pozostało jeszcze dwie godziny, to bardzo mało – twierdzi, wchodząc do sali, gdzie czeka na mnie moja ekipa przygotowawcza.

Na szczęście obywa się bez wyrywania woskiem wszystkich włosków na moim ciele i smarowania wszystkimi, dość nieprzyjemnymi w zapachu, papkami. Jednak ponowne doprowadzenie mnie do ”stanu zero” zajmuje im prawie godzinę.

         Kiedy przychodzi Lernox z sukienką na wywiad, nie jest sama. Obok niej staje niewiele starszy ode mnie chłopak. Od razu zyskuje moją sympatię, pomimo tego, że nie wiem, dlaczego tu jest i w jakim celu moja stylistka go przyprowadziła.

         – Ginny – zaczyna Lernox, wskazując wolną dłonią na brązowowłosego chłopaka. – To jest David, mój syn. Od następnych igrzysk będzie także stylistą i chciał zobaczyć jak to wszystko wygląda „od kuchni”, że tak się wyrażę.

         Aha. Więc dlatego tutaj jest. Aby przyuczyć się do przystrajania kolejnych rzeszy trybutów, którzy zapewne zginą na arenie. A już miałam nadzieję, że jest normalny.

         – Muszę ci powiedzieć, że twoją dzisiejszą suknię właśnie zaprojektował David – mówi, podnosząc wieszak przykryty materiałem. – Jest rewelacyjna!

         Spoglądam na Davida, który wbija wzrok w podłogę, co chwila patrząc na moją zdumioną minę. To zdumienie bardziej wynika z tego, że nie mogę uwierzyć, że ktoś zrobił coś dla mnie sam z siebie. To jest naprawdę… miłe.

         Lernox podaje mi sukienkę i każe mi się w nią przebrać. Kiedy przebieram się, zauważam, że moja stylistka miała całkowitą rację: sukienka jest niesamowita. Przód sukni wygląda dość niepozornie, za to tył odsłania niemalże całe plecy i ramiona. Jedynym elementem, który ją trzyma, to wstążka, która wiążę na szyi. Dół ciągnie się do samej ziemi, dzięki czemu nikt nie zauważy, jak kaleczę umiejętność chodzenia na obcasach. Wszystko jest utrzymane w ciemnym odcieniu fioletowego, co mnie najbardziej zachwyciło, bo nigdy nie widziałam tak ciekawego koloru.

         Kiedy w końcu wychodzę, w pomieszczeniu stoi sam David. Patrzy na mnie z dozą zaciekawienia i niedowierzania. Widocznie sam się nie spodziewał takiego efektu.

         – Odkąd cię zobaczyłem w czasie dożynek, bardzo chciałem zaprojektować coś dla ciebie – mówi, zalewając się szkarłatnym rumieńcem.

– Dziękuję – mówię cicho, ale cisza w sali powoduje, że jeszcze przez chwilę roznosi się echo moich słów.

         – Nie ma sprawy – stwierdza, po czym zastanawia się przez chwilę i dodaje: – Może spotkamy się na najwyższym piętrze Centrum Szkoleniowego dzisiaj po wywiadach?

         – Jasne – odpowiadam bez namysłu i razem wychodzimy z sali.

         Na końcu zajmuje się mną ekipa przygotowawcza, która robi ostatnie poprawki co do mojego wyglądu i w efekcie ląduję za kulisami gotowa do wywiadu.

         I niech los mi w końcu sprzyja, pomyślałam, zanim Caesar Flickerman wyszedł na scenę.

***
Rozdział niepoprawiony, bo za pół godziny znowu wyjeżdżam z domu,  musiałam coś napisać. W następny weekend poprawię z ewentualnych błędów.
Zastrzegam, nie usuwam i nie zawieszam bloga. Po prostu nie miałam czasu i weny na kontynuowanie bloga, ale już wróciłam, nie wiem na jak długo, ale postaram się nie zawalić.
Pozdrawiam:) 

13 komentarzy:

  1. Cieszę się, że w końcu jest rozdział!
    I jest on cudowny!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. super, że nowy rozdział :)
    tylko nie zabij za wcześnie Luny, to jedna z moich ulubionych postaci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję nie zabić Luny za wcześnie (też ją lubię *_*), a nawet postaram się o coś naprawdę wielkiego dla niej:)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:3

      Usuń
  3. Mocno spóźniona, ale jestem :D
    Rozdział jest prześwietny pod względem technicznym - wiesz, że nie zauważyłam tam nawet pół błędu? Nic. Totalnie nic. Co więcej, stylistycznie on jest tak ładny, jak żaden inny przed nim. Propsy :D
    Fabularnie, to wiadomo - smutno mi się robi za każdym razem, jak czytam coś na tym blogu. Przygnębiają mnie Igrzyska, przygnębia mnie przyszłość Ginny i wszystkich innych postaci, które tak strasznie lubię. To wcale nie znaczy, że coś jest nie tak - przeciwnie, bo chyba właśnie o wywołanie takich emocji chodzi, prawda? Z resztą w ogóle, ja jestem patentowaną masochistką i naprawdę takie dołujące odrobinę historie sprawiają mi przyjemność, ot co.
    Hejtuję Lavender. Bo mogę. A tak poważnie, to nigdy jej nie lubiłam, a Ty z przytępej, rozchichotanej dziewczynki stworzyłaś tu potencjalnego potwora. Gratuluję, bo zrobiłaś z niej interesującą postać.
    I w ogóle podobał mi się ten fragmencik o tym, jak to umarł duch domu Gryffindora. Smutny, ale jakże prawdziwy.
    Aaaaaagh, przez Ciebie mam teraz ochotę na nowo zrobić sobie krzywdę na serduszku czytaniem Metra 2033. Znaczy, to nie ma nic wspólnego ani z Igrzyskami, ani z Potterem, ale zaliczam tę książkę do tego samego działu, co Igrzyska, czy "Książki, które mentalnie dały ci po twarzy, spowodowały trwały uszczerbek na zdrowiu twojego światopoglądu, sprawiły, że znienawidziłaś ludzkość bardziej niż cokolwiek innego i sprawiły, że płakałaś przez dobre półtorej godziny po przeczytaniu ich". Dziękuję. Idę się zamęczyć.
    A tak poważnie, to uznaj to za komplement, bo moja wena twórcza na czytanie/oglądanie czegokolwiek umarła i to właśnie Twój tekst w jakiś pokrętny sposób mi ją przywrócił.
    Pozdrawiam :)
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również mocno spóźniona (no dobra, cały tydzień), ale wreszcie mogę skorzystać z kilku wolnych dni i coś odskrobać:D
      Nie martw się, nie jesteś sama. Mi też jest smutno kiedy piszę o igrzyskach, ale potem ile mam zapału do pisania drugiego opka i trzeciego, którego nie wiem, kiedy zacznę publikować xD.
      Nie podobała mi się Lavender "słodka-idiotka" Brown, dlatego zrobiłam z niej Lavender "maszyna-do-zabijania" Brown. Myślałam, że nie wypali, ale po twojej opinii na ten temat spojrzałam na to z nieco innej strony:)
      Właściwie to rozdział napisałam po przeczytaniu książki Kinga (Wielki Marsz, tak dokładniej), która tak zniszczyła mi światopogląd, że w ciągu kilku godzin dopisałam do dwóch pierwszych akapitów całą resztę xD.
      Naprawdę dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)

      Usuń
    2. No widzisz, ja też z dużym opóźnieniem XD W piątek tylko dodałam rozdziały u siebie na obu blogach i od tamtej pory w Internetach bywam sporadycznie ;_;
      No to ja czekam na rozdziały u Ciebie, bo zaglądam już chyba codziennie głodna nowości :D
      Czekam cierpliwie, coś Twojego jest zawsze mile widziane :D Ale też tak mam, że nieraz wystarczy pomysł zarzucić, jakiś klimat poczuć i zapału do pisania mam masę po prostu - póki co tak się dzieje z Gud med oss, a jeśli chodzi o bloga potterowskiego, to bardzo się cieszę, że jestem 10 rozdziałów do przodu, bo ostatnio tak mnie mój Bernhard pochłonął, że mam absolutne zero weny do pisania o bliźniakach XD
      Lavender jest super - propsy :D
      A tak naprawdę, to zebrałam się, żeby Ci odpisać w głównej mierze dlatego, że czytałam X lat temu Wielki marsz i to jest wspaniała książka - mnie tak zamo zmieniła mózg w miazgę i zniszczyła światopogląd. I chciałam Ci polecić Metro, o którym pisałam - bo to książka z gatunku właśnie takich mózgo- i światopoglądozgniataczy. Naprawdę wyłam jak bóbr po przeczytaniu tego, pomimo, że książka sama w sobie jest raczej średnia - typowo rosyjska, czyli masa przemyśleń i filozofii, a mało akcji, ale końcówka... Ostatnie strony dają człowiekowi tak po twarzy, że ja już nigdy nie spojrzałam na ludzkość tak samo. Ale dobra, nie marudzę już XD
      Cieszę się, że pisanie Ci idzie, bo czekam z niecierpliwością <3 No i powiem też szczerze, że czekam aż wpadniesz do mnie - ale nie poganiam, bo wiadomo, że każdy ma swoje życie, nie? :D Ale pomyślałam sobie, że zamarudzić nie zaszkodzi ;p Chyba mnie za to nie zjesz, nie? :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Ajaaaaj, wszystko przeczytałam dzisiaj (tj. od początku rozdziały) i jeeeej! *O* Czekam niecierpliwie, bo ochach, HP i HG. ♥ Łapaj obsa a ja czekam na nowy (jak już napisałam :D)!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, rozdział jest cudowny. Przeczytałam wszystko w niecałą godzinę, piszesz naprawdę świetnie. No i miło zobaczyć swój szablon na jednym z ulubionych blogów (: Następnym razem będę komentować dłużej,
    pozdrawiam i całuję,
    Silence

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:3 To jest tak boski szablon, że aż nie mogę się na niego napatrzeć, świetny jest^^
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Wow! Połączenie "Pottera" i "Igrzysk"? Super! Chyba masz nową fankę XD

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz:)