6 stycznia 2014

`03.

         Nadchodzi dzień prezentacji naszych umiejętności. Niepewnie wchodzę do pomieszczenia, gdzie trybuci oczekują na swoją kolej. Według listy wywieszonej na ścianie, mam być druga, zaraz po Hermionie. Siadam pod
ścianą i opieram głowę na łokciach, udając znudzenie. Szczerze powiedziawszy, to jestem kłębkiem nerwów, trącanym przez Krzywołapa Hermiony. Tyle, że tym Krzywołapem okazują się Zawodowcy, którzy obserwują mnie z zaciekawieniem.
         Prawdopodobnie ich mentorzy wspomnieli im o moim wyczynie podczas treningów. Pewnie chcą albo mieć mnie w sojuszu, albo wykończyć jak najszybciej. Druga opcja wydaje mi się najbardziej możliwa.
         – Hermiona Granger. – Słyszę przez mały głośnik, znajdujący się w rogu pomieszczenia.
         Całkowicie blada Gryfonka posyła mi przerażone spojrzenie. Uśmiecham się do niej, aby dodać jej otuchy, a ona znika w sali treningowej. Ze zdenerwowania zaczynam bawić się dłońmi, co nie uchodzi uwadze Rona. Podchodzi do mnie i zajmuje miejsce obok. Opieram głowę na jego ramieniu i odrobinę się uspokajam. Mimo naszych wielu kłótni, wojny w świecie czarodziejów, tych całych chorych Igrzysk, wciąż jesteśmy rodzeństwem. Rodzeństwem, które idzie na rzeź niewiniątek.
         – Boisz się? – pyta szeptem, aby nie zwracać na nas zbytnio uwagi.
 Kiwam głową, a Ron obejmuje mnie ramieniem. Od kiedy stał się taki uczuciowy?
– Czego najbardziej się obawiasz? – Drąży temat.
Dobre pytanie. Boję się niemal wszystkiego: co mnie tam spotka, śmierci ukochanych osób, Zawodowców, nieznanego…
– Boję się, że będę musiała kogoś zabić – stwierdzam w końcu. – Może nawet przyjaciela, albo… ciebie.
Nie płaczę. Wychowanie się z szóstką braci naprawdę mnie zahartowało. Wspomnienie lat spędzonych z nimi, tak beztroskich i odległych, jakby to było wieki, a nie zaledwie dwa lata temu, teraz stały się bolesne.
Bill, który opowiadał o pracy w banku Gringotta. I Charlie, który tresował smoki w Rumunii, w poprzednim życiu uczący mnie quidditcha. Percy – największy zarozumialec w rodzinie, ale na swój sposób dał się lubić. Fred i George, czyli najwięksi dowcipnisie, odkąd rodzice Harry`ego skończyli Hogwart; ich żarty znali wszyscy uczniowie. A także Ron, który siedzi obok i stara się podnieść mnie na duchu.
Wszystko, na czym mi zależy, jest mi brutalnie odbierane.
– Ginewra Molly Weasley – woła mnie głos.
Wstaję posyłając Ronowi ostatnie spojrzenie i z nadzieją powoli zmierzam ku stalowym drzwiom. Naciskam lekko klamkę, która pod wpływem nacisku otwiera mi drogę do sali treningowej. Wchodzę do środka i staję przed organizatorem Głodowych Igrzysk oraz komisją, która ma ocenić moje umiejętności.
– Masz piętnaście minut na zaprezentowanie tego, czego się nauczyłaś – informuje mnie Seneca Crane, po czym pokazuje mi dłonią, abym zaczęła.
Od razu kieruję się na stanowisko noży. W ciągu całego treningu podszkoliłam się na tyle, aby trafić w każdą kukłę. Może nie zawsze trafiałam tak, aby kogoś zabić, ale udawało mi się uszkodzić choćby nieznacznie marionetkę.
         Rzucam bez przerwy w dziesięć ustawionych kukieł i po chwili patrzę na efekty – pięć trafiłam w samo serce, dwie w głowę, a pozostałe noże dosięgły kończyn kukieł.
Komisja patrzy z zadowoleniem na rezultat, zapisując coś na kartkach, a ja przechodzę do wspinaczki. Wychodzi mi to równie sprawnie, co rzucanie nożami, co nie uchodzi także uwadze oceniających. Widząc, że zostaje mi mało czasu, podchodzę do pokazania tego, co zdaniem Syriusza, najlepiej mi wychodzi. Czyli do walki wręcz.
Ustawiam się pośrodku koła złożonego z robotów, które imitują prawdziwych trybutów. Daję znak ręką, aby zaczęły mnie atakować. Po paru sekundach pierwszy z nich biegnie w moją stronę. Ma nóż, ale nie muszę niczego się bać – to tylko imitacja, która zupełnie nic mi nie zrobi. W ostatniej chwili odsuwam się nieznacznie od niego, podkładam mu nogę i zaczynam go dusić. Przez ułamek sekundy oglądam rezultat w postaci nieruchomego robota i biorę się za kolejnego. Unikam strzały, którą posłał mi automat i skutecznie go obezwładniam.
Po ukończonym pokazie kłaniam się komisji, która z zadowoleniem spogląda na mnie, a po uzyskaniu przyzwolenia wychodzę z pomieszczenia.
Czuję, że prezentacja poszła mi na tyle dobrze, że powinnam dostać nienajgorszą notę. Jedynym problemem jest to, że aby przeżyć na arenie potrzeba mi nieco więcej, niż wyniki z prezentacji umiejętności. Muszę mieć szczęście, które od pewnego czasu omija mnie szerokim łukiem. Jestem skazana na pewną porażkę.
W Ośrodku Szkoleniowym spotykam Nimfadorę, która pyta o przebieg prezentacji. Opowiadam jej ze szczegółami to, co zrobiłam podczas prezentacji. Kiedy kończę, z uśmiechem przyznaje, że spodziewa się wysokiej oceny. To odrobinę mnie podnosi na duchu.
         Pytam Tonks o Teddy`ego, a ona lekko się uśmiecha na sam dźwięk imienia.
– Wszystko z nim w jak najlepszym porządku. – Opuszcza głowę, a ja podświadomie czuję, że jednak coś jest nie tak.
– Na pewno w porządku? – pytam z troską.
Kolor jej włosów zmienia się z ciemnego blond na czarny.
– Ginny – powiedziała zrozpaczonym głosem, który przeniknął mnie do kości. – On też pewnie trafi za kilkanaście lat na arenę. Przecież jest naszym synem.
Rusza wolnym krokiem ku windzie, a ja podążam za nią. Nie mam pojęcia, jak ją pocieszyć. To, że teraz zaledwie dwuletni chłopiec, za ileś lat, będzie musiał nauczyć się zabijać, aby przeżyć na arenie, jest przerażające i niewiarygodnie smutne. Naciskam guzik przy windzie, aby ją przywołać i w ciszy czekamy do momentu, aż rozsuną się drzwi. Wciskam przycisk z szesnastką oznaczającą nasze piętro, a winda rusza do góry.
Zdecydowanie nie lubiłam jazdy windą. Gdybym miała taki wybór, na pewno wybrałabym schody. Przeraża mnie jej klaustrofobiczny wygląd i szybkość, z jaką przemieszcza się pomiędzy piętrami. Wiedziałam, że w Ministerstwie Magii znajduje się winda, ale nie miałam i raczej nie będę mieć okazji z niej korzystać. W każdym razie, nawet nie chciałam zostać pracownikiem Ministerstwa.
Nie mogę znieść widoku zmartwionej Tonks. Naprawdę rzadko widywałam ją aż tak zdołowaną, jak teraz. Ostatnio widziałam ją w takim stanie, gdy Voldemort zwyciężył w Bitwie o Hogwart.  Kładę rękę na jej ramieniu i mówię:
– Jeżeli Teddy jest tak samo dzielny, jak jego rodzice, na pewno przeżyje.
Na te słowa włosy kobiety odrobinę jaśnieją, a ona uśmiecha się lekko. Winda zatrzymuje się na naszym piętrze, a gdy z niej wychodzimy, zamyka się prawie niezauważalnie.
– Ginny. – Przypomina sobie nagle, przypadkiem potrącając wazon z kwiatami, który rozbija się na drobne kawałki. – Całkiem zapomniałam, Lernox prosiła, abyś poszła do niej zaraz po prezentacji. Mówiła, że to jest bardzo ważne – informuje mnie, schylając się, aby pozbierać rozbite szkło.
Pomagam jej sprzątnąć resztki wazonu, przypadkowo rozcinając sobie palec. Przeklinam w myślach i przykładam krwawiący palec do ust.
– Dlaczego nie używasz różdżki? – pytam, gdy wszystkie pozostałości po wazonie zostają wyrzucone do kosza.
– Dopóki Igrzyska się nie zakończą, nie możemy używać różdżek – odpowiada. – Uważają, że możemy wam pomóc stąd uciec. Moglibyśmy rzucić na przykład na was Zaklęcie Kameleona, użyć kilka razy Imperiusa i ukryć gdzieś.
Organizatorzy przewidzieli dosłownie wszystko.
Zanim idę sprawdzić, co Lernox chce tym razem ze mną zrobić, przychodzi rozpromieniona Lavender. Nie mam zielonego pojęcia, co wtedy zauroczyło Rona, że zdecydował się z nią być.
Kiedy Nimfadora pyta ją o przebieg prezentacji odpowiada:
– Doskonale! – Jej głos jest przesycony euforią, a ja mam chęć uciec stamtąd jak najszybciej. Jednak w końcu zostaję, aby dowiedzieć się, co robiła podczas prezentacji. – Na początku czułam się trochę nieswojo, bo jeszcze nigdy tam nie byłam, ale potem chwyciłam za noże i trafiłam wszystkie w kukły prosto w głowę. Później wzięłam się za topór i zaczęłam nim rzucać. Przyznam, że kilka kukieł dla mnie straciło głowę – śmieje się ze swojego żartu.
Według mnie wizja Lavender zabijającej z zimną krwią i wyrachowaniem, nie pasowała do zdania, które wyrobiłam sobie o niej w Hogwarcie. Ostatni rok niesamowicie ją zmienił.
W międzyczasie dołącza do nas Hermiona i zaczyna przysłuchiwać się blondynce. Wciąż opowiada o tym, jak ucinała głowy marionetkom i pozbawiała życia roboty w walce wręcz. Zachowuje się niczym Zawodowcy z Jedynki i Dwójki.
Kiedy kończy wciąż z uśmiechem na ustach, natychmiast idę w kierunku windy, aby dowiedzieć się, czego tak jej zależy, aby się spotkać ze mną przed jutrzejszym wywiadem. Mijam się w drzwiach windy ze zmartwionym Colinem. Jako, że nie mam czasu na rozmowę z nim, posyłam mu jedynie pokrzepiający uśmiech.
Wciskam guzik z zerem, który zabierze mnie na parter i łapię się mocniej barierki. Już przyjemniejszym sposobem na przemieszczanie się jest proszek Fiu.
Wkrótce znajduję się na parterze, dlatego wychodzę z windy i ruszam do Centrum Odnowy, gdzie pewnie na mnie czeka. Jest strasznie cicho, a jedyne osoby, które napotykam, to Strażnicy Pokoju, którzy stoją na baczność, obserwując mnie, kiedy przechodzę koło nich. Nie jest to najprzyjemniejsze uczucie, kiedy czuję ich wzrok na swoich plecach.
Kiedy znajduję się we właściwym budynku, w wąskim korytarzu spotykam Lernox, która widocznie od dłuższego czasu czekała na mnie. Wita się ze mną i łapie mnie delikatnie za ramię i prowadzi do jednego z pomieszczeń. Okazuje się, że znajdujemy się w tym samym pokoju, w którym przygotowano mnie na Paradę Trybutów.
Siadamy na fotelach ustawionych przy oknie, za którym rozpościera się widok na Kapitol. Przez chwilę przygląda mi się w skupieniu, a potem bierze kosmyk moich włosów do ręki.
– Chyba będę musiała zmienić kolor twoich włosów – informuje mnie, po czym odwraca się do stolika z farbami. – Ten za bardzo rzuca się w oczy.
Kiwam głową, zgadzając się na zabieg, po czym bierze kilka sztucznych kosmyków i porównuje z obecnym kolorem. Mam nadzieję, że nie będzie chciała mi pomalować włosów na turkusowy w odcieniu, który miała na włosach, układających się w fale spływające po plecach. Gdyby jednak taki wybrała, równie dobrze mogłabym wyskoczyć tuż przed Zawodowcami z okrzykiem „Hej, tutaj jestem!”, co byłoby skrajnie nieodpowiedzialne.
– Sądzę, że powinnaś zdążyć jeszcze na wyniki prezentacji – oznajmia, tworząc papkę w naczyniu, która nabrała koloru fioletowego, co mnie odrobinę niepokoi. – Jak ci poszło?
Założyła mi na ramiona folię, aby przypadkiem nie wysmarować mnie farbą i zabrała się do pracy. Po chwili uderza mnie nieprzyjemny zapach amoniaku.
– Nie było najgorzej – odpieram, bawiąc się ze zniecierpliwienia dłońmi, jednocześnie walcząc z zawrotami głowy spowodowane amoniakiem. – Mam nadzieję, że udało mi się zdobyć chociażby szóstkę.
Coraz bardziej obawiam się, że wyjdę stąd z fioletowymi włosami niczym u dojrzałej śliwki. To raczej nie pomoże mi na arenie, chyba, że wszyscy trybuci umrą ze śmiechu, widząc moją czuprynę w dość nienaturalnym kolorze. Co prawda, Kapitolińczycy zwykle chodzili w dziwnych fryzurach, które zazwyczaj były perukami, i w jeszcze dziwniejszych ubraniach, ale oni byli przyzwyczajeni do takiego widoku na co dzień.
Po nałożeniu farby, Lernox każe mi odczekać pół godziny, po czym wychodzi na moment z pomieszczenia.
Wstaję z fotela z zamiarem znalezienia jakiegokolwiek lustra, w którym mogłabym zobaczyć, co wymyśliła moja stylistka. Zanim to się jednak dzieje, wraca Lernox.
  – Zobaczysz się, kiedy skończę – mówi rozbawionym głosem. –To ma być niespodzianka.
Siadam naprzeciwko niej i nerwowo ściskam dłonie. Kobieta pyta mnie o różne rzeczy: począwszy na pytaniach o naukę magii, przez wypytywanie o moją rodzinę, na co odpowiadam niechętnie, aż skończywszy na tym, co myślę o Igrzyskach.
Kiedy wyrażam swoje zdanie o Głodowych Igrzyskach, kiwa powoli głową i spogląda na mnie ze współczuciem.
– Według mnie to jest okropne, co chcą z wami zrobić. Właściwie to już robią – odpowiada ku mojemu zdziwieniu.
Sądziłam, że wszyscy Kapitolińczycy są żądni kwi trybutów, a osoby pracujące przy nas są takie same. Może nie zawsze czarne jest czarne?
W końcu stylistka mówi, że może już zmyć farbę z włosów, co przyjmuję z entuzjazmem. Po zmyciu farby, powoli suszy je jakimś dziwnym urządzeniem. Kiedyś tata opowiadał mi o nim, ale zupełnie zapomniałam jego nazwy. Ciepłe powietrze wydostające się z niego przyjemnie owiewa moją szyję, dopóki Lernox nie wyłącza urządzenia.
– Proszę. – Podaje mi lusterko, w którym widzę zupełnie inną osobę.
Ku mojej uldze, moje włosy nie są w żadnym stopniu fioletowe, ani nawet niebieskie. Z radością stwierdzam, że są ciemnokasztanowe.
– Podoba ci się? – pyta, widząc mój uśmiech.
– Oczywiście – odpowiadam nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
– Niedługo powinni podać oceny z prezentacji – mówi, wskazując na zegar. – Spotkamy się jutro przed wywiadem. Twoja sukienka jest już gotowa i tylko czeka na ciebie.
Żegnam się z moją stylistką i wracam do Ośrodka Szkoleniowego, aby zobaczyć, czy to wszystko, co robię, aby przeżyć jest warte świeczki.

***
Rozdział miałam dodać jeszcze wczoraj, ale nie mogłam nic z siebie wydusić. Brak zapału do pisania jest nieco flustrujący;__; 
Następny rozdział będzie po wystawieniu ocen w mojej szkole (aż po 18.01.). To nie jest spowodowane tym, że mam dużo ocen niepewnych (mam tylko sprawdzian z matmy do poprawienia^^), ale dlatego, że nawet następny semestr się nie zaczął, już mam dwa sprawdziany z polskiego i dwa z historii jeszcze przed feriami;_;
Pozdrawiam:)

15 komentarzy:

  1. Pierwsza! Lecę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się boję wind :-:
      Oby nie doszło do takiej sytuacji w której Ginny musiałaby zabić Rona.. teraz jak opisałaś ich więź to nawet nie chcę jego śmierci ; c
      Coraz bardziej przeraża mnie Lavender. Zawsze sprawiała pustej idiotki i nigdy bym nie pomyślała, że mogłaby się tak zmienić!
      Trybuty umierające widząc fioletowo-włosą Ginny? Nadaje się na genialną parodie ; D
      Rozdział ciekawy jak zawsze, coraz bliżej głównej akcji ;> czekam niecierpliwie na rozwój wydarzeń ^^
      Pozdrawiam, weny!
      ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

      Usuń
    2. Raczej Ginny nie będzie musiała uśmiercać Rona i Hermiony, ale w sojuszu z nimi nie będzie, niestety (albo stety).
      Lavender nie mogła być taką pustą lalą, w "Księciu Półkrwi" była w końcu w klasie OWUT-emowej na eliksirach, więc była raczej niegłupia, tylko taką zgrywała.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)

      Usuń
  2. już przeczytane :)
    Ginny brunetką! to mnie zszokowało! myślałam, że będzie miała zielone włosy, żeby ukryć się w liściach XD
    rozdział jak zawsze świetny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Ginny w zielonych włosach? Interesujące... ale wydaje mi się, że brąz będzie o wiele bardziej pasował do warunków na arenie.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. nie ukrywam, że połączenie moich dwóch ukochanych serii książek - Igrzysk Śmierci i HP jest nie tyle ryzykowne, co... dziwne :D jakoś nie mogę wyobrazić sobie Ginny zabijającej Hermionę czy Rona - i odwrotnie. cóż, mam nadzieję że przynajmniej zawiążą sojusz :)

    piszesz ciekawie, więc będę tu zaglądać :)


    pozdrawiam ciepło,
    xdemonicole [73-hunger]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie będzie sojuszu Ginny i Rona, bądź Hermiony, ale mimo tego będzie się trochę działo na arenie:D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)

      Usuń
    2. szkoda - tego się spodziewałam. ale cóż, ciesze się w sumie że zaskakujesz :D

      zapraszam do mnie, a co! :D
      73-hunger.blogspot.com

      Usuń
  4. Przeczytałam już wczoraj, ale damn, tak mi nawalili zajęć na dziś do szkoły, że nie zdążyłam już skomentować. Ale jestem :)
    Rozdział super. Naprawdę pokazujesz nam bohaterów Pottera w bardzo ciekawej odsłonie. Szczególnie podobała mi się scenka Ron-Ginny, naprawdę, bardzo ładnie udało Ci się pokazać tę ich bratersko-siostrzaną relację :) Dobrze też, moim zdaniem, że unikasz zbędnego dramatyzowania - w sensie, chodzi mi o moment, w którym piszesz że Ginny nie płakała. Bardzo to prawdopodobne, nie wydaje mi się, by ona konkretnie mogła się rozkleić w takiej sytuacji. Jak bym jej (w kanonie, bo u Ciebie to i owszem, lubię ją ;)) nie lubiła, to muszę przyznać, że to twarda dziewczyna była.
    Okropnie mi było szkoda Tonks. I tego, że pewnie miała rację w kwestii Teddy'ego... Oczywiście, jeśli nic się nie zmieni, ale coś czuję, że jednak Igrzyska i cały ten reżim nie będą ciągnęły się ta długo, żeby Teddy mógł zostać trybutem.
    Lavender jest super creepy. Serio. Ale przy tym naprawdę ładnie Ci poszło opisanie jej. Niebezpiecznie jest zmieniać oryginalny charakter postaci, tzw OOC, ale tobie to naprawdę zgrabnie i przekonująco poszło. Jestem tylko ciekawa - chyba, że to już było wyjaśnione, a ja gdzieś to przegapiłam - jak to się stało, że ona bitwę o Hogwart jednak przeżyła? Bo Ginny, o ile dobrze pamiętam, była przekonana o jej śmierci.
    No i Lernox mnie zaskoczyła. Bardzo pozytywnie oczywiście. Od razu mam dla niej w serduszku więcej ciepła.
    Na dłuższy komentarz niestety czas mi nie pozwala, ale jeszcze raz powtarzam, że rozdział świetny.
    Pozdrawiam gorąco
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie znam ten ból- koniec semestru to nie jest moją ulubioną częścią roku szkolnego;-;.
      Nie chciałam, aby Ginny niepotrzebnie dramatyzowała, takie zachowanie zupełnie do niej nie pasuje i ja tego się trzymam.
      Skoro przez 75 lat organizowano Igrzyska, to przez kilkanaście lat na pewno będą się ciągnęły.
      Lavender w kanonie nie przeżyła, ale ożywiłam ją, a Ginny i całej reszcie po prostu wcisnęli kit, że nie przeżyła bitwy, ot, takie "niewinne kłamstewko" ze strony śmierciożerców.
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam:)

      Usuń
  5. Jezu! Jak ja mogłam przegapić tyle rozdziałów?! Jakoś tak dzisiaj wchodzę i bam! tyle do nadrobienia.
    Okej, powiem Ci że bardzo podoba mi się relacja Ginny-Syriusz i Ginny-Ron, naprawdę dobrze Ci to wychodzi. Fajnie tez ujęłaś ten brak dramatyzmu u Ginny, do ktorej takie zachowane w ogóle nie pasuje. Z drugiej strony kiedy czytałam o tym jak to młoda Weasley dobrze poradziła sobie na sprawdziane... Ehh, od razu wróciła do mnie wizja super-Ginny z kanonu. Bo przecież ona nigdy nie miała broni w rękach! Jak mogła aż tak szybko się nauczyć? Ale juz dobra, to Twoja historia i nie będę marudzić, zwłaszcza że wszystko inne bardzo mi się podoba.
    Pozdrawiam
    PS. Lavender była super! Zwykle takie zupełne zmieniane charakteru zupełnie nie wychodzi, a tu taka niespodzianka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacja pomiędzy Ginny, a Ronem jest zupełnie naturalna (przynajmniej w moim odczuciu), za to Ginny-Syriusz ma swój cel, ale na pewno nie będzie to romans, miej moje słowo:)
      Dramatyzm zupełnie nie pasuje do Ginny, ani podczas wojny czarodziejów, ani tym bardziej, kiedy musi walczyć w Igrzyskach. Może później zacznie trochę przeżywać to, co się stało, ale na jak na razie nie zamierzam nic zmieniać na tym polu.
      Racja, Ginny nie miała broni w ręku (nie licząc różdżki, bo i tak nie będzie jej używać jej na arenie), ale nie można powiedzieć, że miała zerową sprawność. Do tego była zdolna (w końcu rzucała w 4. klasie zaklęciami niewerbalnymi), a to zaplusuje w następnych rozdziałach.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Jestem tu od niedawna i muszę przyznać, że twój pomysł totalnie mnei zaskoczył. Uwielbiam obie książki, ale jeszcze nigdy nie spotakałm się, z mieszaniem ich razem. Ciekawy zabieg który już ci się opłaca, bo naprawdę cudwonie czyta się to twoje opowiadanie. Ciekawa jestem czy mys=ślałaś już o zakończeniu, to znaczy czy masz w planach jednak pokonanie Voldemorta? Wiem, że to odległa przyszłość, ale tak pytam bo mnie to nurtuje :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:3
      Ja też uwielbiam obie serie, a z braku takich opowiadań po polsku (a tym bardziej, że angielski nie jest dla mnie taki łatwy;_;), spróbowałam sama coś takiego napisać, a to, że komuś się to podoba, bardzo mnie cieszy:).
      Trochę myślałam o zakończeniu, początkowo miałam pisać tylko do końca igrzysk+ tournee, ale akcja będzie trwała prawdopodobnie aż do pierwszego Ćwierczwiecza włącznie (jeżeli nie dłużej).
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz i także pozdrawiam:)

      Usuń
  7. Szczerze mówiąc, to nie wiem. Jak na razie szukam pomysłów i odrobiny wolnego czasu (pomijam to, że całe ferie zwyczajnie przespałam). Do końca lutego powinien być następny rozdział:)
    Pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz:)