21 grudnia 2013

`02.

Na stacji oczekuje na nas tłum ludzi. Staram się uśmiechać do tłumu, ale raczej marnie mi to wychodzi. Nie mogę znieść widoku Kapitolińczyków żądnych przelewania naszej krwi. Kiedy dojeżdżamy do Centrum Odnowy,
natychmiast zajmują się nami jacyś ludzie.
– To jest twoja ekipa przygotowawcza – tłumaczy Nimfadora, patrząc z politowaniem na, pożal się Merlinie, ekipę.
Oglądają mnie każdej strony, by w końcu stwierdzić, że będą mieli ze mną mnóstwo pracy i zabierają mnie do jakiegoś pomieszczenia. Pełno jest w nim przeróżnych kosmetyków; od farb do włosów, przez różne lakiery, aż po sztuczne rzęsy i brokat. Na początku postanawiają mnie doprowadzić do „stanu zero”, co jest dość bolesne, zważając na zabiegi, które na mnie wykonują.
Po co najmniej dwóch godzinach męki, przychodzi kobieta o imieniu Lernox, która prezentuje mi strój, w której mam wystąpić na prezentacji trybutów.
Pokazuje mi zwiewną sukienkę w kolorze ciemnej czerwieni, dodając do tego złoty naszyjnik. Do tego prezentuje mi czarne szpilki i każe mi się w to ubrać. Po kilku minutach przeglądam się w lustrze: czegoś mi brakowało. Odpinam z mojego ubrania broszkę od Luny i przyczepiam po lewej stronie. Kiedy pokazuję się moim stylistom, wszyscy stają oniemieni. Tylko Lernox przygląda się mi z lekką dezaprobatą, po czym okrąża mnie kilka razy przyglądając się uważnie.
-Całkiem niezły pomysł z broszką- przyznaje, wreszcie się uśmiechając.- Odprowadzę cię do stajni- proponuje.
Prowadzi mnie przez korytarz, który wiedzie do stajni. Tam ustawiają nas w pary i każą nam stanąć w rydwanach. W międzyczasie szukam wzrokiem osób, na które zwróciłam uwagę podczas Dożynek. Dostrzegam rudą dziewczynę z Piątego Dystryktu ubraną w sukienkę pełną małych światełek, w których, moim zdaniem, wygląda jak choinka. Później zauważam w ostatnim rydwanie dziewczynę, która zgłosiła się za własną siostrę- wygląda dość niepozornie i raczej ma takie same szanse na zwycięstwo, co ja czyli zerowe.
Nadchodzi sygnał, abyśmy ustawili się w rydwanach, więc stajemy w wyznaczonym miejscu wraz z Colinem uśmiechając się do siebie lekko, aby dodać sobie nawzajem otuchy.
Rozmiary placu powalają mnie na kolana- oczywiście w sensie metaforycznym. Staram się uśmiechać do ludzi i machać do nich, a chłopak obok mnie robi to samo. Nagle spojrzenia widzów, a także i moich oczu, wędrują w stronę pary z Dwunastego Dystryktu. Na początku myślę, że najzwyczajniej zaczęli się palić, ale gdy zauważam ich pełne satysfakcji miny, zaczynam czuć, że to jest specjalny zamysł ich stylisty. On po prostu jest geniuszem.
Na balkonie oprócz prezydenta Snowa zauważam Voldemorta. To on był sprawcą tego całego zła. To on sprawił, że wszyscy się pozabijamy.
Nie słucham ich przemowy. Zwrot "Mroczne Dni" kilkakrotnie powtórzony sugeruje mi, o czym mówią. Z braku lepszych zajęć liczę upływające minuty przemówienia.
–I niech los wam sprzyja!– mówi donośnym głosem prezydent Snow, a tłum zaczyna klaskać i wiwatować na ich cześć.
Po Paradzie Wszyscy zjawiamy się w wieży nad Ośrodkiem Szkoleniowym, gdzie będziemy mieszkać aż do Igrzysk. Wieczorem siadamy razem przy stole i oglądamy przebieg parady.
Na samym początku ukazuje się godło i hymn Panem. Nikt nic nie mówi, wsłuchując się w głos komentatora, Claudiusa Templesmitha.
–Pierwsza edycja Głodowych Igrzysk, a trybuci już nas oczarowali!– zaczyna mówić swoim tubalnym głosem. Pokazuje się fragment parady ukazujący parę z Dwunastki.– Wszyscy dzisiaj wyglądali olśniewająco, ale to właśnie Dystrykt Dwunasty ukazał się z najlepszej strony!
Teraz mogę bliżej przyjrzeć się wszystkim trybutom z Panem. Ci z Jedynki i Dwójki wyglądają na zawodowych zabójców. Właśnie znalazłam cztery powody, które przemawiają za tym, że nie przeżyję tych Igrzysk. Chłopak z Jedenastki jest piątym powodem, a Lavender i Goyle tworzą ich już siedem.
Nie mam szans na przeżycie.
Oglądam paradę do końca, zachwycając się na głos burgundową sukienką Hermiony i jej postawą. Po transmisji oceniają jeszcze szanse poszczególnych trybutów, co doprowadza mnie do złości. Całe te Igrzyska dla Kapitolińczyków to jedna wielka komercja; niektórzy ludzie nieźle się wzbogacą poprzez pokazywanie naszej śmierci na arenie. 
–Jutro zaczynają się szkolenia– przypomina Syriusz.– Mam nadzieję, że wszyscy się na nich zjawicie. Mam dla was jedną radę: znajdźcie sobie sojusznika.
Zasada Igrzysk numer jeden: poszukaj kogoś, kto nie będzie chciał cię zabić przy najbliższej okazji.
–A jeżeli nam się nie uda?– pyta Ron.
–Wtedy na arenie będziecie musieli zdać się wyłącznie na siebie– odpowiada Tonks i dodaje:– I jeszcze jedno: nie pokazujcie swoich dobrych stron.
Zasada numer dwa: nie pokazuj, w czym jesteś dobry.
Szczerze mówiąc to nie znam swoich dobrych stron, może oprócz tego, że dość dobrze biegam. Może nie zginę pierwsza, a może nawet uda mi się gdzieś schować i przeczekać do końca Igrzysk, dopóki trybuci nie powybijają się nawzajem.
***
         Następnego dnia po śniadaniu zjawiam się w Ośrodku Szkoleniowym jako jedna z pierwszych osób. Oprócz mnie jest tu jeszcze dwóch Puchonów, chłopak z Dwunastki i mała Twila z Dziewiątki.
To jest jedyna dobra pora na zawiązanie sojuszu. Nie chcę wiązać się z Zawodowcami- byłoby to samobójstwo. Postanawiam spróbować z Twilą.
Podchodzę do małej dziewczynki z Dziewiątki stojącej do mnie tyłem i witam się z nią. Ona podskakuje ze strachu, ale widząc mnie uśmiecha się niepewnie.
–Nie bój się, nie zamierzam cię zabijać. Czuję się tu trochę…–Szukam odpowiedniego słowa, ale nie mogę go znaleźć.
–Samotna?– pyta. Kiwam głową i siadam obok niej na podłodze.– Chcesz zawrzeć ze mną sojusz?
Odpowiadam twierdząco, patrząc na wchodzących do Sali Treningowej Zawodowców. Wyglądają na płatnych zabójców, którzy są gotowi do wszystkiego. Jakby od dawna byli szkoleni do tego. Jeżeli zabranie nam różdżek miało być „wyrównaniem szans”, to ja dziękuję za taką sprawiedliwość.
Obserwujemy, jak Peeta- jak nazywa się chłopak o miodowych włosach, próbuje dostać się do grupy Zawodowców. Przez chwilę chłopaki z Jedynki i Dwójki na stronie rozmawiają o tym pomyśle, ale widzę, że oboje są skłonni przyjąć go do sojuszu.
Po piętnastu minutach widzę większość trybutów, ale brakuje mi Lavender. Widocznie zrezygnowała ze szkoleń.
Kobieta o imieniu Atala tłumaczy nam, jakie są zasady, co oznacza zakaz bójek i pojedynkowania się ze sobą. Przecież czas na to będziemy mieli na arenie.
Najpierw podchodzę do stanowiska z nożami. Łapię za rękojeść, podrzucam go w dłoni i rzucam w manekina przede mną. Jak na początek jest nieźle; trafiam kukłę w ramię. Po kilku równie skutecznych razach przenoszę się na stanowisko z kamuflażem. Widzę, że przy nim siedzi ten chłopak, który próbował dołączyć do Zawodowców.
–Cześć– witam się stając obok niego przy podeście.
–Cześć– odpowiada miło i patrzy, jak nieudolnie próbuję stworzyć coś na twarzy.– Może ci trochę pomóc?
Z chęcią przyjmuję jego propozycję i po chwili czuję, jak zaczyna dotykać palcami mojej twarzy. Robi to z wdziękiem i delikatnością.
         –Dlaczego chcesz dołączyć do tych osiłków?– pytam wskazując głową na Chłopaka z Dwójki, który aktualnie obcina kukłom głowy za pomocą toporu.– Jest trochę przerażający, nie sądzisz?
         –Odrobinę, ale w ten sposób mogę komuś pomóc.– Kończy kamuflaż na mojej twarzy i instruuje jak mam to robić.
         Spoglądam w lustrze na efekt pracy jego rąk. Wygląda to niebywale.
         –Dziękuję– mówię i po zmyciu mieszanki błota z twarzy przechodzę do łuków.
         W międzyczasie obserwuję, jak jeden Zawodowców o imieniu Cato grozi jakiemuś chłopakowi śmiercią za zabranie mu noża. Zaczyna mi się robić trochę przykro i jednocześnie uczę się czegoś nowego.
         Zasada numer trzy: nie naraź się Zawodowcom.
         Przy stoisku stoi Clarise, która mierzy z łuku do kukły. Kiedy puszcza cięciwę, strzała uderza w sam środek marionetki. Spojrzałam na nią z zainteresowaniem. Nie spodziewałam się, że ktoś z Hogwartu może być aż tak dobry w walce. Widocznie znowu się pomyliłam.
         Clarise uśmiecha się do mnie i idzie dalej. Łapię jeden z łuków i staram się wycelować w kukłę, ale nie mogę naciągnąć cięciwy. Odkładam zrezygnowana łuk i odchodzę dalej.
         Wypróbowałam jeszcze wspinanie się po drzewach, rozróżnianie trujących ziół i jagód, a na końcu próbuję walki wręcz, co wychodzi mi najlepiej ze wszystkich sposobów, które przetestowałam.
         Po treningu całkowicie wykończona wracam na swoje piętro i od razu idę pod prysznic. Gdyby to jeszcze było takie proste. Oszałamia mnie ogrom różnych programów, więc wybieram pierwszy z brzegu. Czuję poziomkowy płyn do kąpieli, a bąbelki zaczynają mnie atakować ze wszystkich stron.
         W końcu udaje mi się opanować złośliwy program i w efekcie wychodzę z łazienki szczelnie owinięta ręcznikiem. Wchodzę do pokoju i od razu krzyczę:
         –Syriusz! Co ty tu robisz?
         On zaskoczony i nieco speszony odpowiada:
         –Zastanawiam się, dlaczego mnie nie słuchasz. Przecież mówiłem wam, abyście nie pokazywali dobrych stron. A ty co robisz? Popisujesz się przed samym nosem Zawodowców, jak dobrze walczysz. Zauważyli cię mentorzy z Jedynki i Dwójki.
         Czy naprawdę pokazałam dobrą stronę? Dla mnie to raczej było wypróbowanie moich możliwości. Jednak ton dwóch ostatnich zdań mnie denerwuje.
         –Odwróć się– mówię.
         –Co?
         –Chcę się ubrać.– Kiedy posłusznie spełnia moją prośbę zaczynam się tłumaczyć, wyjmując ubrania z szafy.– Nie miałam zielonego pojęcia, że znam się na walce tym sposobem i nie uważam, że nie wysłuchałam twoich rad. Zresztą, dlaczego ci aż tak zależy na tym?
         Słyszę, jak głęboko wzdycha i zaczyna wyglądać przez okno, obserwując latające po niebie poduszkowce.
         –Obiecałem to Harry`emu. Jestem jego ojcem chrzestnym.
         No tak, jakże mogłabym zapomnieć. Przecież może wiedzieć, jakie relacje łączyły mnie z Wybrańcem. Nagle napiera na mnie tęsknota za tym ciemnowłosym Gryfonem. Przypominają mi się te wszystkie cudowne chwile, jakby wyjęte z życia kogoś innego, kogoś szczęśliwszego. Po tym została tylko pustka.
         –Ja też nie mogę uwierzyć, że Harry`ego już nie ma.– Czuję dziwny ucisk w klatce piersiowej.
         Tak samo się czułam, kiedy zerwał ze mną, aby mnie ochronić przed Voldemortem. Zostałam wtedy wyrwana z najpiękniejszej bajki w moim życiu. Przecież bajki nie trwają wiecznie, a książę na białym koniu okazuje się fikcją.
         –Gdyby tu był, pewnie zrobiłby wszystko, abyście zwyciężyli– stwierdza, a ja przytakuję.
         W mojej głowie pojawia się myśl, że Harry miał niezwykłe szczęście, że zabił go Czarny Pan- przynajmniej nie musi teraz oglądać śmierci swoich przyjaciół.

***

Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam mnóstwo satysfakcji z pisania, radości nie tylko z tych ogromnych rzeczy, ale nawet i tych mniejszych, spełnienia wszystkich marzeń, tych bardzo ważnych, a także tych choćby najdrobniejszych.
Wesołych Świąt!

8 komentarzy:

  1. świetny rozdział, czekam na więcej c:
    Tobie też życzę wesołych świąt c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Kurczę, tutaj lubię Ginny o wiele bardziej niż we właściwej powieści. Może dlatego, że Ty pokazujesz nam tutaj jej przemyślenia i jakoś odbieram ją o wiele bardziej ludzko.
    Voldemort i Snow to niezły duet, poważnie. Chociaż tak po prawdzie, jak tak o nich myślę, to prawdopodobnie przyszedłby moment, kiedy rzuciliby się sobie do gardeł - żaden chyba nie chciałby dzielić się władzą, jak sądzę. Ale tak czy inaczej, ta dwójka naprawdę mogłaby się ze sobą dogadać.
    Ciągle jestem okropnie ciekawa spotkania Ginny i Katniss.Spodziewam się, że nastąpi to jakoś wkrótce? :)
    Ostatni fragmencik, rozmowa Syriusza i Ginny (btw, czy oni kiedykolwiek ze sobą w którymkolwiek z siedmiu tomów Pottera rozmawiali? To już tak abstrahując od Twojego tekstu, po prostu dawno nie czytałam, a nie pamiętam ;_;) bardzo mi się podobała. I to stwierdzenie, że Harry miał szczęście, że Voldemort go zabił - takie boleśnie prawdziwe, że naprawdę aż nie sposób zaprzeczyć. A Voldemort sądził, że nie ma nic gorszego od śmierci...
    Rozdział jak najbardziej udany :D
    Nie mogę się już doczekać areny, poważnie :D Tak, wiem, zła ja, tylko czekam aż zaczną się nawzajem wyżynać :D
    Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze Wesołych Świąt :D
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znając Snowa i Voldemrota to po pewnym czasie na pewno zaczęliby się zwalczać. Ale póki co, są w dobrych stosunkach i organizują wspólnie Głodowe Igrzyska. Katniss i Ginny najwcześniej spotkają się na arenie, albo w czasie wywiadów. Może nie będą się przyjaźnić, ale nie będą chciały pozabijać- to mogę zagwarantować.
      Nie, Syriusz raczej nigdy nie rozmawiał z Ginny, ale musiałam trochę zmienić ich relacje na potrzeby opowiadania.
      Szczerze to też nie mogę się doczekać opisywania rzezi przy rogu i reszty igrzysk^^
      Również pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Pięknie piszesz, uwielbiam twoje opisy.
    Lubię Clarisę, cieszę się, że dałaś jej jakąś przydatną na igrzyskach zdolność.
    Czekam na kolejne (mam nadzieję, że dłuższe) rozdziały.
    Pozdrawiam,
    SooMin
    datingagency-crystal. blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:3
      Jej po prostu nie mogłam zostawić bez jakiejś umiejętności (powiało mi tu trochę Katniss, ale już za późno na zmianę).
      Postaram się napisać trochę dłuższy rozdział 3, ale jak na razie mam napisane do tego rozdziału zaledwie 2 zdania;_;
      Również pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem, że ludzie z Hogwartu biorą udział w Igrzyskach, to taki WOW :o
    Ogólnie naaaadal smuci mnie fakt, że wybrałaś sobie 74 edycję, a nie jakaś wcześniejszą czy wgl późniejszą np. 100 Igrzyska ;d
    Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej rozwinie, ja bym trochę nagięła kanon trylogii ;>

    Dziękuję za komentarz u mnie i również życzę wesołych świąt ! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:3
      To jest 1 edycja hogwardzkich Igrzysk, tylko pożyczyłam sobie bohaterów, po prostu musiałam;__;
      Oczywiście, że nagnę kanon trylogii (w końcu Remus i Tonks mają dziecko i pewnie wyślę je na Igrzyska, ale cii...^^) i to na prawdę w kilku miejscach:)
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam:3

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz:)